Część 13

2.6K 179 43
                                    


Montanha POV

Wstałem rano i chciałem zjeść śniadanie, ale zorientowałem się, że mam pustą lodówkę. No cóż. Ubrałem się i pojechałem na zakupy. Zaparkowałem naprzeciwko sklepu i zacząłem przechodzić na pasach na drugą stronę ulicy.

Nagle poczułem uderzenie w bok. Przeleciałem z 10 metrów do przodu i wylądowałem na asfalcie. Przywaliłem mocno głową, aż widziałem mroczki przed oczami. Czułem ból, ale nie mogłem zidentyfikować jego źródła.

Słyszałem w tle jak ktoś przeklina i woła moje imię. A może mi się wydawało? Powieki mi się same zamknęły i straciłem przytomność.


Erwin POV

Naprawdę? Ze wszystkich ludzi, których mogłem potrącić na pasach, musiał to być Montanha?

- Kurwa, Grzesiu, przepraszam - krzyczałem biegnąc w jego stronę. - Halo, Grzesiu?

Był nieprzytomny. Widziałem krew pod jego głową. Cholera... Wyjąłem telefon i napisałem na 911. Widziałem, że jego lewa ręka była wygięta pod dziwnym kątem. Nie chciałem go ruszać w obawie, że jeszcze bardziej go skrzywdzę. Oddychał, więc chyba było okej. Napisałem do Kuia, że się spóźnię na spotkanie.

Czekałem w napięciu na przyjazd karetki. W końcu usłyszałem sygnały. Wysiadła z niego lekarka i podeszła do nas.

- Co się stało? - Padło standardowe pytanie.

- No jebłem chłopa na pasach - odpowiedziałem szczerze.

- Halo, słyszy mnie pan? - Zapytała Montanhy. Oczywiście się nie odezwał.

Zabezpieczyła go i wsadziła nosze do karetki. Odjechała, a ja ruszyłem za nią. Dojechaliśmy na szpital. Gdy parkowałem zaczepił mnie jeden z policjantów, który właśnie miał odjeżdżać. Był to Max Power.

- Dzień dobry panie pastorze, a co to za krew na masce pana samochodu?

- Yyy... widzi pan, panie Max, jechałem sobie autostradą, ale to nie tak, że zapierdalałem, normalnie 100 mil na godzinę. No i tak sobie jadę jadę i nagle łania mi wyskoczyła tuż przed maskę. No nie dało się nic zrobić i jebłem ją. Ale się wystraszyłem! Biedaczka wywinęła salto i poleciała w stronę lasu.

- Nic się panu nie stało?

- Nie nie, pasy zapięte, także wszystko ok. Trochę mi się wbiły w klatkę, więc przyjechałem do szpitala, żeby lekarz dał mi maść.

-  To dobrze. Miłego dnia.

- Miłego.

Udało mi się go zbyć. Nie chciałem odpowiadać za niecelowe potrącenie Grzesia.

W trakcie naszej rozmowy lekarka zdążyła go przebadać i zabrać na salę operacyjną. Siedziałem przed drzwiami i oglądałem przez okienko jak opatruje jego głowę i operuje lewą rękę. Po kilku chwilach wyszła razem z łóżkiem i przewiozła go na salę obserwacyjną. Podążyłem za nimi.

- Co z nim?

- Ma wstrząśnienie mózgu, zbite żebra i złamaną kość ramienną przy łokciu, którą musiałam operacyjnie złączyć. Na razie jest pod narkozą, ale za niedługo powinien się wybudzić.

- Ale nic poważnego mu nie jest?

- Raczej nie. Odzyskał przytomność w karetce, więc uraz głowy nie powinien być zbyt poważny, ale lepszą diagnozę będę mogła postawić, jak się wybudzi.

Miałem nadzieję, że nie zrobiłem mu zbyt dużej krzywdy. Kuźwa, znowu siedzimy w szpitalu i tym razem przeze mnie.


Montanha POV

Otworzyłem oczy i po raz kolejny zobaczyłem biały sufit. Rozglądnąłem się po sali i zobaczyłem pastora rozmawiającego z lekarką, która mnie opatrywała. A on co tu robi? A no tak, jebnął mnie na pasach. Lekarka mi powiedziała w karetce.

Doktor zauważyła, że się obudziłem i podeszła do mnie.

- Jak się pan czuje?

- Boli mnie głowa i rzygać mi się chce.

- Co pan ostatnie pamięta?

- Szedłem sobie do sklepu i chyba ktoś mnie potrącił. Potem rozmawialiśmy w karetce.

- Jakieś inne dolegliwości?

- Nie, chyba nie.

- Dobrze, z tego co widzę nic złego się nie dzieje. Ma pan wstrząśnienie mózgu, ale nie jest ono jakieś poważne. Do tego złamaną kość ramienną, którą musiałam operować i zbite żebra. Proszę na razie wypoczywać. Niedługo do pana zajrzę - po czym wyszła z sali.

Podszedł do mnie pastor z misiem w rękach.

- Misiu na przeprosiny - położył go na łóżku obok mnie.

- Nie wybaczam - podrażniłem się z nim.

- Przepraszaaam - użył tego swojego płaczliwego tonu. - Nie chciałem.

- Nie zapierdala się po mieście i to na czerwonym.

- No wiem, ale się spieszyłem - zrobił smutną minę.

Nie miałem sił się z nim kłócić, głowa mnie niesamowicie bolała, a żołądek wywijał breakdance.

- Chyba się zaraz porzygam - powiedziałem słabo.

Musiałem źle wyglądać, bo Erwin wyleciał z sali i po chwili wrócił z lekarką. Podała mi przez wenflon jakieś leki. Chciałem zaprotestować, ale obawiałem się, że jak się odezwę to zwrócę treść żołądka. Po chwili ból głowy zelżał, a żołądek się uspokoił. Czułem się lekko na haju.

- Lepiej się pan czuje? - Zapytała.

- Taaa, jest git - odpowiedziałem. Ona przytaknęła i wyszła z sali.

- Grzesiu, ja muszę iść. Nie złość się na mnie - powiedział pastor.

- Jest giiiit - odpowiedziałem mu. Zrobiłem się strasznie ugodowy.

- Fajno! To na razie.

- Paaa - odparłem, a on wyszedł.


Objawy wstrząśnienia ustąpiły i już wieczorem zostałem wypuszczony do domu z poleceniem, że jak mi się pogorszy to mam się zgłosić do szpitala. Lewą rękę miałem całą w gipsie, co mi nie specjalnie pasowało, no ale cóż miałem zrobić. Ech, pastorek to mnie kiedyś do grobu wprowadzi.

Jestem nienormalny... albo zakochany | Morwin | Gregory x ErwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz