Część 14

3K 190 49
                                    

Erwin POV

Szykowaliśmy się na kolejny napad na bank. Potrzebowaliśmy złotej karty do kasyna. Mieliśmy plan, który dawał nam sporą szansę na sukces. Chcieliśmy go wdrożyć jak najszybciej.

Wszystko było już gotowe: zakładnicy dogadani, mieli czekać na nas na miejscu, sprzęt zabrany, a ciuchy wybrane. Jechaliśmy elegy Carbo na miejsce. Prowadził w miarę przepisowo, żeby żaden patrol się do nas nie doczepił. Pewnie znowu by nas zgarnęli za nic, a bardzo chcieliśmy tego uniknąć.

Staliśmy na czerwonym świetle.

- Daleko jeszcze? - Usłyszałem przytłumione pytanie Dii z bagażnika. - Niewygodnie tu i strasznie duszno.

- Jeszcze kawałek, musisz wytrzymać. Jak nas złapią za głupie czerwone światło, to wyjdę i ich rozstrzelam, a wtedy nici z banku - odpowiedział mu Carbo.

Mimo wszystko ja bym zapierdalał, no ale nie ja byłem kierowcą. Wyjrzałem przez okno i zobaczyłem idącego po chodniku Montanhę. O cholera, to chyba było zrządzenie losu. Próbowałem go nieraz złapać i zabrać na napad, ale skurczysyn się przede mną nieźle ukrywał. Teraz go mam jak na widelcu.

- Carbo patrz, Grzesiu tam idzie - rzuciłem do niego.

- Chyba nie planujesz go zabrać? - Spojrzał na mnie. Musiał wyczytać z moich oczu, że to zrobię, bo rzucił - Erwin, nie!

Za późno! Wysiadłem z auta, wyjąłem pistolet i podszedłem do Grzesia. Miałem ubraną maskę, więc nie mógł mnie poznać. Słyszałem, że Carbo idzie za mną, więc bez wahania wycelowałem w Montanhę.

- Łapy łapy! - Krzyknąłem do niego. Podniósł prawą rękę, natomiast lewą miał nadal w gipsie. - No tak, masz złamaną rękę. To w takim razie łapa łapa! - Krzyknąłem drugi raz.

- Erwin, daj mi spokój - odezwał się do mnie.

- Mam maskę, nie wiesz, że to ja - odgryzłem się. Zrobił skwaszoną minę. - Pakuj się do wozu, będziesz zakładnikiem.

- Wiesz, że to auto jest dwuosobowe? - Zapytał mnie Carbo.

Jezu, jak oni wszystko utrudniali.

- No to wezmę go na kolana, co za problem - spokojnie odparłem i wziąłem Grzesia na ramię. Wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy dalej.

- Hej, co się tam działo, że tyle staliśmy? - Zapytał Dia z bagażnika.

- Nic nic, siedź cicho - skarciłem go.

- Czy to był Dia z bagażnika? - Zapytał Grzesiu.

- On też ma maskę... - odparłem poirytowany. - I też siedź cicho!

Szczęśliwie dojechaliśmy pod bank niedaleko CarZone nie zatrzymani przez żaden patrol. Zakładnicy czekali na nas w środku. Wysiedliśmy i weszliśmy do środka. Grzesiu się trochę ociągał więc go pogoniłem: 

- No właź, czasy kiedy stałeś na zewnątrz się skończyły.

Carbo policzył zakładników i zapytał:

- Gdzie jest ten z niebieskimi włosami?

- Musiał pilnie gdzieś iść - odpowiedziała jakaś laska.

- No fajni ci ludzie, tacy niesłowni - obruszyłem się.

- Przynajmniej nie będzie terroryzmu - rzucił Dia.

No tak, z dodatkiem Montanhy przekraczalibyśmy liczbę zakładników. Ale w sumie i tak nas nie dorwą, to co to za różnica.

- Dobra, ustawcie się pod ścianą i sobie usiądźcie tam. Trzymajcie ręce w górze, żeby chociaż jakieś pozory zachować - zarządził Carbo.

Jestem nienormalny... albo zakochany | Morwin | Gregory x ErwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz