Montanha POV
Po kilku dniach wakacji w końcu wróciłem do miasta. Nie wiedziałem co ze sobą począć. Niby postanowiłem, że za wszelką cenę jakimś sposobem wrócę do policji, ale gdzieś tam w głębi wiedziałem, że będzie to niemożliwe.
Wziąłem do ręki telefon. Było parę nieodebranych smsów. Podejrzewam, że poprzedzały je ciągłe telefony. Najnowszy był od Alexa, pytał co tam u mnie. Odpisałem mu, że wyjechałem na kilka dni z miasta odpocząć i jest ok. Reszta to były smsy od pastora. No tak. Pisał co u mnie, żebym w końcu pojawił się i odezwał, że jestem kurwą jebaną, że go tak zostawiłem i nic nie powiedziałem, a potem przeprosiny i prośbę o kontakt jak w końcu raczę pokazać swój tyłek w mieście.
Chłop był strasznie upierdliwy i męczący. Naprawdę nie wiem dlaczego jeszcze go znosiłem. Zamiast uciąć kontakt to wciąż od niego odbierałem telefony, a nawet się z nim spotykałem. Musiałem być jakiś nienormalny, że to ciągnąłem. Mimo to kontakt z nim była dla mnie przyjemny, lubiłem te nasze przepychanki, czy to słowne, czy na pięści. Oczywiście, zalazł mi nieraz za skórę tak, że chciałem go udupić. Ale mimo to było wesoło i nigdy nie było nudy. Nawet nie wiem kiedy moja mała misja zdobycia jego zaufania przerodziła się w zwykłą sympatię.
Przeciągnąłem dłonią po twarzy. Już prawie wybrałem jego numer. Nie no chyba mnie popierdoliło! Schowałem telefon do kieszeni. Miałem mętlik w głowie. Nie powiem, że nie kusiło mnie zobaczyć jak to jest być po drugiej stronie na napadzie na bank. Czemu do cholery Carbo tak dobrze umiał mnie czytać? No przecież nie będę napastnikiem! Byłem w końcu do niedawna funkcjonariuszem policji, powinienem chronić ludzi, a nie ich porywać i straszyć. Chociaż z drugiej strony, to zawsze zakładnicy mieli chillerę i utopię na tych napadach...
Nie no, teraz do reszty oszalałem. Erwin i Carbo mieli zdecydowanie na mnie zły wpływ. Muszę znaleźć coś do roboty.
Na początek postanowiłem coś zjeść, byłem głodny i stres mnie zjadał. Wsiadłem do mojego dominatora. Gdy ruszyłem ujrzałem, że spod kół wylatuje ten śmieszny fioletowy dym. No tak, nie zmieniłem go wcześniej, a Parks to totalne bezguście. No to mam kolejny przystanek, czyli CarZone. Ruszyłem najpierw do Burger Shota. Jakoś nie chciałem się pokazywać w Oro na boro, tam pracowały same szuje, które na pewno by się ze mnie naśmiewały. Chociaż podejrzewam, że wszędzie mnie to czeka... no cóż, taki mój los.
Gdy zajechałem na parking przed BS, przypomniało mi się, jak Erwin chwalił mi się, że się zmienił i tu pracuje. Do cholery, naprawdę wszystko mi musi o nim przypominać? Wkurzyłem się i odjechałem, jednak Włosi teraz wydawali mi się lepszym wyborem...
W restauracji na całe szczęście nie spotkałem Spadino. Ten to dopiero by miał uciechę z mojej loty. Obsłużył mnie mecenasina Colombo, który zapytał jak tam u mnie, ale widząc moją wściekłą minę i słysząc odpowiedź, że wszystko w jak najlepszym porządku, nawet nie napomknął o mojej locie. To chyba jest jakaś metoda na ominięcie tego nieprzyjemnego dla mnie tematu.
Zajechałem do CarZone mając nadzieję, że Sonii nie będzie. Nie widziałem jej, był tylko Gabriel. No, z nim może będzie przyjemniej, w końcu go znam długo i się lubimy.
- Siema Montanha - zagadał do mnie wesoło. - Dawno cię nie widziałem.
- Zrobiłem sobie krótkie wakajki - odpowiedziałem spokojnie. Może jednak nie będę robił tej groźnej miny. Na razie rozmowa była przyjemna, a ja się już trochę uspokoiłem.
- Co robimy z samochodem?
- Wywal ten dziwny dym spod kół i może zmienimy przy okazji kolor.
CZYTASZ
Jestem nienormalny... albo zakochany | Morwin | Gregory x Erwin
FanfictionGregory Montanha to policjant z krwi i kości. Poświęcił pół życia na służbę swojemu ukochanemu krajowi. Niestety jego kariera w policji po kilku miesiącach w nowym mieście nagle się kończy. Erwin Knuckles - gangster pod przykrywką pastora. Jego jedy...