Erwin POV
Wszyscy bawili się świetnie. Dia zorganizował duże ognisko, na którym piekliśmy kiełbaski i pianki. Było dużo alkoholu i czystej mety, więc towarzystwo szybko się rozluźniło i puściło w tango. Oczywiście była muzyka i sporo osób tańczyło. Ja osobiście nie za bardzo to lubiłem, ale Montanha jak zaczął wywijać kończynami, to nie dało się go ściągnąć z parkietu. Siedziałem przy ognisku i patrzyłem jak się świetnie bawi. Tańczył z każdym kto się nawinął. Cieszył się przy tym niesamowicie. Ja również się radowałem widząc, jaki szczęśliwy jest.
- Będziesz się tak gapił, czy pójdziesz z nim zatańczyć? - Z transu wyrwał mnie głos Carbo. Podał mi kolejną butelkę z alkoholem.
- Daj spokój, wiesz że nie lubię tańczyć.
- Zobaczysz, jeszcze wyrwie tam jakąś laskę i będziesz żałował.
Zrobiłem skwaszoną minę i wziąłem łyk alkoholu. Faktycznie kręciło się wokół niego kilka dziewczyn.
- Co ja mogę jak on woli kobiety.
- No, jest to przeszkodą, ale na twoim przykładzie można powiedzieć, że niekoniecznie nie do przeskoczenia.
Niby miał rację, ale to było jeszcze mniej prawdopodobne niż jego dołączenie do zakonu.
- Czy ty musisz mi zawsze robić głupie nadzieje?
- Staram ci się uświadomić, że siedząc tutaj i robiąc maślane oczy, gdy on się bawi z innymi, do niczego cię nie doprowadzi.
- Jakby cokolwiek miało.
- Z takim podejściem to daleko nie zajdziesz.
Dopiłem mój alkohol i wstałem.
- Niestety, ale tu jest bariera nie do przejścia.
W tym momencie podeszła do nas Charlotte.
- A wy co tak siedzicie i przynudzacie, chodźcie tańczyć - zawołała radośnie. Carbo wstał i jej przytaknął. Oboje wzięli mnie za nadgarstki i zaciągnęli w stronę tańczących. Chciałem protestować, ale nie dałem rady przebić się przez muzykę.
- Dawaj pastor, wywijamy! - Usłyszałem krzyczącego Grzesia. No dobra, jak tak stawiają sprawę, to lecimy.
Tańczyliśmy, piliśmy i ćpaliśmy metę. Zabawa ciągnęła się, aż powoli zaczęło się ściemniać. Część ludzi poszła pływać w oceanie i na skuterach wodnych, które Dia załatwił. Świat mi wirował przed oczami, ale bawiłem się świetnie. Widziałem, że Grzesiu też.
Po jakimś czasie Montanha zaczął bić się na pięści z losowymi ludźmi. Takie przyjacielskie sparingi, nie że chciał wszcząć burdę. Oklepywali się z Silnym, a ja podszedłem do nich. Byłem za blisko i nagle dostałem w twarz.
- Oj, przepraszam! - Krzyknął Grzesiu. - Pastor odsuń się.
Posłuchałem go, mimo że chciałem mu naklepać za to uderzenie. Skończyli się bić z Silnym, Montanha o dziwo wygrał.
- Grzegorz, całkiem nieźle ci idzie jak na najebanego - pochwalił go Silny.
- Najebany, ale wciąż sprawny - przechwalał się jak zwykle Grzesiu.
Silny się zebrał i zaczął wracać do pozostałych. Ja to wykorzystałem i skoczyłem na Montanhę. Wywróciliśmy się oboje na piasek.
- Ała ała - jęczał Grzesiu. Wstałem, a on leżał dalej.
- Wstawaj nie udawaj - powiedziałem.
- Nie wstanę.
- No weź, nie zgrywaj się.
CZYTASZ
Jestem nienormalny... albo zakochany | Morwin | Gregory x Erwin
FanfictionGregory Montanha to policjant z krwi i kości. Poświęcił pół życia na służbę swojemu ukochanemu krajowi. Niestety jego kariera w policji po kilku miesiącach w nowym mieście nagle się kończy. Erwin Knuckles - gangster pod przykrywką pastora. Jego jedy...