Część 17

2.7K 203 88
                                    


Erwin POV

Wyszliśmy z więzienia i chłopaki zabrali się za kradzież samochodu. Jak go już zwytrychowali to podjechali po mnie.

- Będziesz się boczył, czy jedziesz z nami? - Zapytał Carbo.

- Mam już podwózkę.

- Erwin, daj spokój.

W tym momencie podjechał Montanha swoim dominatorem. Był teraz koloru ciemnoniebieskiego. Carbonara też go zobaczył i uśmiechnął się pod nosem.

- No dobra, to na razie - pożegnał się i odjechali.

Wsiadłem na fotel pasażera. Jego włosy były lekko wilgotne. Pewnie był świeżo po prysznicu po siłowni. Czułem od niego przyjemny zapach szamponu do włosów. Kręciło mnie to niesamowicie.

- Hej - rzuciłem do Montanhy.

- Co żeś znowu nabroił, że siedziałeś?

- Kto powiedział, że siedziałem. Byłem w odwiedzinach.

- I znowu kłamiesz, widziałem was na szpitalu w obstawie policjantów jak mi ściągali gips.

- Oesu, kasyno próbowaliśmy okraść.

Pokręcił tylko głową. Jechaliśmy dalej w ciszy. Coś mi nie pasowało w jego zachowaniu.

- I co zastanowiłeś się nad moją propozycją?

- Tu nie ma nad czym się zastanawiać.

- Okej, czyli dołączasz? - Chciałem go podejść.

- Zaraz o tym pogadamy.

Uuu, nie zaprzeczył. W środku mnie tliła się nadzieja, że się zgodzi. Ale jakoś tak jego poważny wyraz twarzy ostudzał mój zapał. Trudno było mi coś z niego wyczytać.

- Co ty taki poważny?

- Bo podjąłem ważną decyzję.

No dobra, to brzmiało mocno. Zastanawiałem się dalej, co to może oznaczać, ale nie mogłem dojść do żadnego wniosku. Reszta drogi przebiegła w ciszy. Zajechaliśmy na jeden z piętrowych parkingów, Montanha wjechał na samą górę. Wysiedliśmy z samochodu i usiedliśmy na murku.

- No, to co to za decyzja? Tylko nie mów, że zrywasz ze mną - powiedziałem udawanym zszokowanym tonem.

- Jakbyśmy byli w związku, to właśnie tych słów bym użył.

- Co? Nie rozumiem.

- Posłuchaj, ta nasza cała przyjaźń, to wszystko co się między nami działo... to nie ma sensu. Wykorzystywaliśmy się nawzajem i w tej sytuacji nie widzę powodu, by to ciągnąć. Przyniosło mi to same kłopoty, ba nawet prawie straciłem życie. Więc to koniec. Chciałem ci to powiedzieć osobiście, bo inaczej byś nie dał mi spokoju. - Wydukał z siebie prawie na jednym wdechu, jakby wyuczył się wierszyka i recytował go. Patrzyłem na niego z niedowierzaniem.

- Jak nie ma sensu? Grzesiu, przyjaźń na tym nie polega, żeby miała sens.

- Nie polega też na krzywdzeniu drugiej osoby.

- Nadal masz mi za złe tą mkę.

- Normalny człowiek by miał.

- Przepraszaaam, Grzesiuuuu, ja naprawdę wtedy nie chciałem. To miała być rozmowa z lekkim zastraszeniem, ale Dorek się odpalił...

- I to był powód, żebyś ty też się odpalił? - Przerwał mój wywód.

- Nie - zapadła cisza. - Nie umiem wytłumaczyć czemu to zrobiłem. To było pod wpływem chwili.

Jestem nienormalny... albo zakochany | Morwin | Gregory x ErwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz