Najgorsze były dla nas niedziele... I to nie dlatego, że to była niedziela. Bo przecież to dzień wolny, zawsze spędzany z rodziną. Ogólnie dni te mogłyby być bardzo ciekawe. Wszystko z powodu obiadów. Kluski, kurczak i kapusta kiszona – to trauma dla nas na całe życie. A najgorsze było wtedy to, że rodzice kazali nam siedzieć tak długo przy talerzu, aż zniknie cały obiad. Nie smakowały nam niedzielne obiady, oj nie. Dlatego postanowiłyśmy coś wymyślić z Marzenką. Miałyśmy nie lada czasu, żeby wykombinować, co zrobić, aby wilk był syty i owca cała. To znaczy, żeby rodzice nie byli nas źli. I żebyśmy mogły w końcu wyjść na podwórko i się pobawić. Trochę nam to zajęło, ale efekt satysfakcjonujący!
Czasem wymieniałyśmy się z siostrą jedzeniem. Ja oddawałam swoje mięso, a Marzenka dawała mi kapustę. Licytowałyśmy, co każda z nas może przyjąć i oddać. Oczywiście nie obyło się bez solidnych szklanek kompotu albo herbaty, żeby porządnie popić to, co tak trudno przechodziło nam przez gardło. Było i tak, że pędziłyśmy do dziadka i prosiłyśmy z całego, całego naszego serca, żeby zjadł nam to, co dla nas było naprawdę połączeniem z kosmosu. Na dziadka zawsze można było liczyć i oczywiście nigdy nas nie wsypał. Brał od nas nasze resztki, a potem karmił naszego pieska, Iskierkę, który zawsze merdającym ogonem wszystko połykał dosłownie w całości.
Jak już „zjadłyśmy" nasz obiad, mogłyśmy się bawić. Radość niezmierna!
Natomiast cudowne dla nas były wieczory i kolacje, ponieważ mama zawsze robiła nam pyszne kanapki i sałatki. Najlepiej było wiosną i latem, ponieważ wtedy dostawałyśmy i czerwone soczyste pomidorki, i słodziutkie ogórki, smaczne ostre rzodkiewki... Tak, to są wspomnienia przede wszystkim pyszne! Tutaj nie miałyśmy dylematu, czy zjeść. Pochłaniałyśmy wszystko, co było na talerzu.
A potem siedzieliśmy wszyscy razem na świeżym powietrzu i rozmawialiśmy do późnych godzin nocnych. Cała rodzina.
Tak sobie myślę – lepiej, że obiady były niedobre. Wprawdzie początek niedzieli zazwyczaj był fatalny, ale za to jak pięknie się kończył.
CZYTASZ
Osobliwe przypadki Inki
Cerita PendekCześć, nazywam się Inka! A to jest mój pamiętnik, w którym zawarłam to, co dla mnie najcenniejsze - wspomnienia, sny, to, co przeżyłam, a także to, co wydaje mi się, że mogłam przeżyć. Pragnęłam zawiązać tutaj choć kawałek tego, co jest w moim sercu...