Jesień to pora, w której można się skąpać całemu w liściach. Piękno kolorów, które nas otacza, skłania zawsze do pogłębiania refleksji na temat piękna świata. Tak, krajobraz, który mnie wtedy otaczał, pozostanie na zawsze w mej pamięci. Wiatr już chłodniejszy, bardziej przejmujący, zawiadamiał, że przychodzi ta, która niebawem obwieści zimę. A mgła jakby kołderką okrywa przyrodę, by mogła utulić się do snu.
Nam jednak nie chciało się spać. Całymi dniami potrafiłyśmy biegać po podwórku i ciągle nam było mało.
Pamiętam, jak pewnego razu, kiedy już zapadał zmierzch, nasi tatusiowie postanowili urządzić nam ognisko. A że ziemniaki były wykopane wprost z ziemi, świeżutkie, mogłyśmy urządzić sobie smaczną kolację.
Nazbierałyśmy drzewa, przyniosłyśmy zapałki i już można było rozpalić ogień. Najpierw powolutku, niby od niechcenia iskierki próbowały pokazać górę drzewu, które było oporne i nie bardzo chciało dać się spalić. Ale z minuty na minutę iskier przybywało, żeby móc zamienić się w piękną falę gorącego światła.
Kiedy ogień rozpalił się na dobre, można było wrzucić nasze ziemniaki. Teraz tylko trzeba poczekać. I tu pojawiał się problem, gdyż z czekaniem zawsze miałyśmy trudności. Nuda i czekanie – to dwie najgorsze rzeczy, jakie mogły nas spotkać. Już chyba wolałybyśmy naszego groźnego Bena...
Na szczęście nie musiałyśmy długo zastanawiać się nad pomysłami, co zrobić z czasem. Najpierw skakałyśmy przez ognisko, ja i Zosia, bo Marzenka jeszcze była za mała i w tym czasie już zazwyczaj była wykąpana i powoli kładła się spać. Naszym tatusiom nie bardzo podobał się ten pomysł. Chyba bali się, że zniszczymy sobie ubrania. Stąd musiałyśmy znów wymyślić jakąś zabawę. Wtedy spacerowałyśmy po polach tam i z powrotem, ciągle zapytując, czy nasza kolacja już gotowa. Naprawdę, jak ziemniaki mogą pozwalać tak długo na siebie czekać? A my głodne! Potem udawałyśmy Indian i tańczyłyśmy wokół ogniska, wyśpiewując różne piosenki. Śpiewać potrafiłyśmy całymi godzinami! A ziemniaki wciąż każą na siebie czekać.
W końcu jednak przyszedł ten moment, że nasi ojcowie zadecydowali, że to już, że można jeść. Ależ nasza radość była wielka! Móc wyciągnąć gorącego ziemniaka, prawie czarnego i zjeść go na świeżym powietrzu wśród ciemności i przebijających się gwiazd na niebie.
Krajobraz jesieni i jej zapach to coś niepowtarzalnego.

CZYTASZ
Osobliwe przypadki Inki
Short StoryCześć, nazywam się Inka! A to jest mój pamiętnik, w którym zawarłam to, co dla mnie najcenniejsze - wspomnienia, sny, to, co przeżyłam, a także to, co wydaje mi się, że mogłam przeżyć. Pragnęłam zawiązać tutaj choć kawałek tego, co jest w moim sercu...