***

24 4 2
                                    

     Wakacje to był czas, kiedy można było odetchnąć, ale nie tylko świeżym powietrzem – wolnością. Wstawanie wcześnie rano, nauka, zadania domowe, sumienne, czasami, wykonywanie nie zawsze ciekawych obowiązków – o tym wszystkim można było zapomnieć na jakiś czas, to znaczy na dwa miesiące.

     Ciepłe noce pozwalały nam wyprosić rodziców, aby rozłożyli nam namiot.

     Kiedy miała nadejść ta pierwsza noc prawie pod gwiazdami, ciężko nam było się na czymkolwiek skupić. Kręciłyśmy się jak frygi, nie wiedząc, co począć, żeby nam czas szybciej zleciał.

     Pomagałyśmy tacie w rozkładaniu namiotu, trzymałyśmy rurki, podawałyśmy śledzie, rozkładałyśmy materace, przyniosłyśmy poduszki i ciepłe koce. Rozmyślałyśmy, co musimy zabrać ze sobą, czego nie możemy zapomnieć. Na pewno latarka jest ważna – pomyślałyśmy. Jeszcze zastanawiałyśmy się nad jedzeniem. Trzeba wziąć kanapki i coś do picia.

     Wieczory w namiocie upływały nam na graniu w gry planszowe, wychodzeniu na powietrze, aby podziwiać gwiazdy i kumkające żaby, które mieszkały w naszym stawie. Kiedy nie miałyśmy już za dużo do jedzenia, to wspinałyśmy się na drzewa, żeby zerwać owoce z naszego ogrodu. Miałyśmy też w naszym małym lokum radio. Tata nam podłączył, więc mogłyśmy słuchać sobie nocnych audycji radiowych. Oczywiście nocka w namiocie wiązała się z rozmowami, długimi rozmowami, śmiechem tak głośnym, że czasem zastanawiałyśmy się, czy nie pobudzimy rodziców albo naszych sąsiadów.

     Pierwsza noc zapowiadała się cudownie. Zjadłyśmy kolację przygotowaną przez nasze mamy. Do tego popijałyśmy herbatę z cytryną, ciepłą, bo z termosu. Jedzenie było przepyszne, lepsze niż zazwyczaj. Potem włączyłyśmy radio, żeby posłuchać muzyki. Próbowałyśmy też śpiewać i nagle przeszedł nas dreszcz. Powiedziałam do dziewczyn: Marzenko, Zosiu, słyszałyście? – Niestety na moje nieszczęście słyszały. Jakieś dziwne odgłosy dobiegały nieopodal nas. Wpadłyśmy w jakieś osłupienie. – Nogi i ręce mi się trzęsą – niepewnie powiedziała Marzenka. Przytuliłam ją i powiedziałam, że jesteśmy razem i na pewno wszystko będzie dobrze, a te odgłosy to z pewnością tylko wiatr. Próbowałam jakoś pocieszyć młodszą siostrę, choć sama byłam już nieco zaniepokojona. To samo Zosia. Po krótkiej chwili się uspokoiło. I z nas opadły emocje. Zaczęłyśmy się śmiać z siebie, że każdego odgłosu się boimy. Z powrotem włączyłyśmy radio i zaczęłyśmy słuchać muzyki.

     I jak nie podskoczyłyśmy, jak nie krzyknęłyśmy, kiedy nagle nasz namiot zaczął się ruszać, nad nami widać było jakieś cienie, a odgłosy już nie były delikatne, słyszane z daleka. To były głośne dźwięki potężnej sowy, która w wielkiej złości chce nas przegnać z namiotu. Krzyczałyśmy, schowałyśmy się pod kocami i czekałyśmy, co dalej się stanie? Nie byłyśmy na tyle odważne, żeby wyjść z namiotu i zobaczyć, co się tam dzieje? Nie, tego byśmy nie zrobiły. Przeczekałyśmy ten straszny moment i w końcu ucichło. Nam jednak nie bardzo chciało się wychodzić nawet spod bezpiecznego kocyka.

     Myślałyśmy, że odetchniemy z ulgą, ale przerażających atrakcji zbliżał się ciąg dalszy, bo oto w rogu jakiś pająk nam się zagnieździł! – Kto go wyrzuci?! – Krzyknęłyśmy wszystkie naraz, wiedząc, że żadna z nas nie będzie chciała tego zrobić. To już przerosło nas totalnie. Szybko przemieściłyśmy się w stronę przeciwną do pająka i licytowałyśmy, która z nas ma się go pozbyć. Żadna nie chciała.

     W końcu wpadłyśmy na pomysł, że jedna go zrzuci tak, żeby wpadł na papier po chlebie, druga szybko rozepnie zamek z namiotu, a trzecia migiem wyprosi niechcianego gościa.

     Wyszło na to, że Marzenka miała go zrzucić, Zosia otworzyć nasze namiotowe drzwi, a ja wypędzić. I wszystko mogłoby zakończyć się szczęśliwie, gdyby nie to, że pająk wcale nie spadł na papier tylko obok, że zaraz zaczął uciekać i nie na zewnątrz, bo jeszcze Zosia nie zdążyła zbliżyć się do zamka, tylko w głąb namiotu. Tak więc pająk w środku, my na zewnątrz!

     Przez jakiś czas jeszcze siedziałyśmy niedaleko i obserwowałyśmy, czy nie wyszedł czasem nasz przybłęda, lecz nic takiego nie zauważyłyśmy.

     Tak upłynęła nam pierwsza noc – zamiast w namiocie, to pod gołym niebem.

Osobliwe przypadki InkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz