Wycieczkę z naszymi tatusiami też zapamiętam na długo. Było to pewnego dnia czerwcowego. Wyjazd ten odbywał się z ich zakładu pracy, więc jechało nas sporo. Cały autokar był zapełniony. A my z przejęciem przeżywałyśmy każdą chwilę. W końcu to była pierwsza tego typu wycieczka. Rozpoczęła się wcześnie rano. Mamy spakowały nam jedzenie, coś do picia. I wyruszyliśmy. Podczas jazdy było dosyć cicho wśród dzieci. Każdy z nas tylko obserwował, co się dzieje. Może dlatego, że nie znaliśmy się jeszcze?
Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, okazało się, że jesteśmy nad pięknym zalewem. Zapytałyśmy się od razu, czy będziemy mogły się kąpać? Niestety... Tatusiowie stwierdzili, że jeszcze nie jest to pora na takie kąpiele, gdyż woda jeszcze zbyt zimna. Nie dałyśmy za wygraną. Prosiłyśmy z całych sił, żeby nam pozwolili. I poszliśmy chyba na kompromis – tak to się ponoć nazywa, gdyż pozwolono nam pomoczyć nogi. Z niezgłębioną radością rzuciłyśmy się na niegłęboką wodę! I spacerowałyśmy wzdłuż brzegu.
I podczas tej zabawy, gdy nasze nogi otulała zimna jeszcze woda – dorośli to jednak czasem mają rację – poczułyśmy coś twardego pod nogami. Wyciągnęłyśmy to i zaczęłyśmy się zastanawiać, co to może być? Okazało się, że mamy w rękach muszle. Poczułyśmy się zupełnie jak nad morzem, bo nad morzem można zbierać muszelki. Aczkolwiek nasze były wyjątkowe, ponieważ znalazłyśmy małże! W tym momencie wiedziałyśmy już, co trzeba zrobić. Nazbierałyśmy jak najwięcej się da, spakowałyśmy do naszych plecaków i postanowiłyśmy je zabrać do domu. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: z małże produkują perły. Stwierdziłyśmy, że będziemy bogate. A za pieniądze z ich sprzedaży kupimy konie.
Jak postanowiłyśmy, tak zrobiłyśmy. Jadąc do domu, pilnowałyśmy naszych plecaków, żeby nikt nie ukradł naszego skarbu. I kiedy przyjechałyśmy na miejsce przywitałyśmy się każda ze swoją mamą i oczywiście dziadkami, i pobiegłyśmy od razu na podwórko, żeby znaleźć jakieś wiaderka. Nalałyśmy do nich wodę i wrzuciłyśmy małże. Niestety pojawił się problem, gdyż musiałyśmy wymyślić miejsce, gdzie je ukryjemy. W końcu umieściłyśmy nasze znalezisko w krzakach niedaleko mojego domu.
I tak każdego dnia obserwowałyśmy, czy to już ten moment, że będziemy mogły obwieścić naszym rodzinom, że jesteśmy bogate. Gdzież tam! Jakoś perły nie chciały nam się wyprodukować. Nie dałyśmy za wygraną. Czekałyśmy dalej.
Po jakimś czasie na podwórku zaczęło bardzo śmierdzieć. Dziadek spacerował i ciągle kręcił nosem. Mama i tata też. Co to mogło być? Wszyscy się zastanawiali. My w tym czasie udałyśmy się do naszych małż. I jakież było nasze zdziwienie! Od razu odskoczyłyśmy od miejsca, gdzie ukryłyśmy wiaderka. Nieprawdopodobnie śmierdziało! Fuj!
Domyśliłyśmy się, że z naszego planu nici, wobec czego przyznałyśmy się, że ten smród pochodzi z naszych wiaderek, gdzie ukryłyśmy małże, że chciałyśmy być bogate i kupić konie. Rodzina chyba nas pożałowała. Tak myślę. Przecież resztą pieniędzy podzieliłybyśmy się z wszystkimi. Niemniej jednak małż trzeba było się pozbyć. Poprosiłyśmy, żeby wyrzucić je do stawu. Tak na wszelki wypadek, bo naszły nas myśli, może kiedyś wyłowi się z niego jakaś perła?
![](https://img.wattpad.com/cover/283411831-288-k301532.jpg)
CZYTASZ
Osobliwe przypadki Inki
ContoCześć, nazywam się Inka! A to jest mój pamiętnik, w którym zawarłam to, co dla mnie najcenniejsze - wspomnienia, sny, to, co przeżyłam, a także to, co wydaje mi się, że mogłam przeżyć. Pragnęłam zawiązać tutaj choć kawałek tego, co jest w moim sercu...