Jak już kiedyś wspominałam, bardzo kochałyśmy zwierzęta. Właściwie to nadal uważamy, że są ważne w naszym życiu.
Odkąd pamiętam, koty zawsze nam towarzyszyły. Nie pamiętam, żeby w naszym domu nie było tych zwierząt. Zresztą nie tylko kotki, ale również i inne mieszkały w naszym domu. Marzenka, zawsze miała szczęście do ratowania tych, którzy potrzebują pomocy. A to przyniosła kanarki ze szkoły, bo ponoć wszedł taki zakaz, że nie można już trzymać zwierząt w szkole, bo dzieci cierpią na alergię. Dziwne.
W każdym razie kanarki znalazły się u nas w domu. Filip i Malwina – tak je nazwałyśmy - miały u nas bardzo dobre warunki, bo nie były trzymane tylko w klatce. Mogły sobie bezpiecznie wychodzić i fruwać po całym mieszkaniu. Bardzo szybko się oswoiły i nawet byłyśmy świadkami narodzin małych kanareczków, a dzieciątek Filipa i Malwiny. Cóż to była za radość, kiedy z jajeczek wykluły się dwa małe ptaszki! Byłyśmy z Marzenką najszczęśliwszymi dziewczynami!
Innym razem okazało się, że nasz sąsiad chce oddać chomika – Emila, więc i tego przygarnęłyśmy. On też bardzo szybko się do nas przyzwyczaił.
Pewnego wieczoru, kiedy wracałyśmy z Marzenką i Zosią z basenu, usłyszałyśmy miauczenie, przeszywające, płaczliwe, choć bardzo delikatne. Stanęłyśmy i nasłuchiwałyśmy, skąd może dochodzić? Było ciemno, a szłyśmy na skróty, ścieżką otuloną krzakami i drzewami. Trudno było cokolwiek dojrzeć. Natężałyśmy słuch i podążałyśmy za dźwiękami, które coraz bardziej do nas dochodziły. Choć właściwie to my dochodziłyśmy do tych dźwięków. – To jakiś kot. Z pewnością kot. – Powiedziałam. – Też mi się tak zdaje. – Odpowiedziała Zosia. I wtedy Marzena krzyknęła: - Chodźcie do mnie! Chyba znalazłam! – Podbiegłyśmy i zobaczyłyśmy małego czarnego kotka, który leżał w trawie i skomlał. Nie zastanawiając się długo, wzięłam na ręce to bezbronne stworzenie i udałyśmy się wszystkie do domu.
Na miejscu okazało się, że nasz milusiński ma zraniony ogonek. Był cały we krwi. Opatrzyłyśmy go więc, żeby już go nie bolało. Przygotowałyśmy mu posłanie, dałyśmy pić i jeść. Bardzo był głodny, bo od razu wszystko z misek zniknęło. Chyba długo musiał się błąkać. – Teraz trzeba będzie powiedzieć rodzicom. – Zauważyła słusznie Marzenka. – Może się zgodzą, żebyśmy go zostawili? – Dodałam.
Trzeba było się zmierzyć z prawdą. Zapytałyśmy więc rodziców, czy możemy przygarnąć małego kotka? – Ależ my już mamy psa, kanarki, chomika i kota przecież też. – Powiedziała mama. – Tak, ale gdyby zdarzyła się sytuacja, że znalazłyśmy bezdomnego kota, do tego jeszcze z ranami ogonka, to co byś powiedziała, mamo? – Mama chwilę się zastanowiła, ale też kochała bardzo koty, więc odpowiedziała: - Nie można pozostawiać potrzebujących bez pomocy. – Mamo, wspaniale! Zatem chodź z nami! Poznasz nowego domownika! – Powiedziałam od razu. – Jakiego domownika? – Zapytała mama. – Mruczka! – Rzekła Marzenka.
I choć trochę nam się oberwało za to, że postawiłyśmy rodziców w niezręcznej sytuacji, to jednak Mruczek z nami został.
![](https://img.wattpad.com/cover/283411831-288-k301532.jpg)
CZYTASZ
Osobliwe przypadki Inki
Short StoryCześć, nazywam się Inka! A to jest mój pamiętnik, w którym zawarłam to, co dla mnie najcenniejsze - wspomnienia, sny, to, co przeżyłam, a także to, co wydaje mi się, że mogłam przeżyć. Pragnęłam zawiązać tutaj choć kawałek tego, co jest w moim sercu...