Bywały dni, że ciągle padał deszcz. Dzień po dniu krople stukały w okna domu. Jednostajnie, miarowo, bezdennie. Było wtedy szaro, ciemno, spokojnie, bo wszyscy chodzili jacyś tacy ospali. I rzeczywiście dni takie kojarzą mi się ze swoistym bezruchem. Ulice też były pozbawione ludzi.
My jednak kręciłyśmy się jak frygi, bo przecież coś trzeba w końcu robić. Wyglądałyśmy zatem przez okno i czekałyśmy na kałuże. I kiedy tylko się pojawiały, prosiłyśmy z Marzenką, żeby pozwolono nam wyjść na zewnątrz i skakać po końcowych efektach deszczu. W zależności od pory roku i tego, czy było ciepło, mama zgadzała się na naszą zabawę.
Wtedy wychodziłyśmy na podwórko, zdejmowałyśmy buty i skarpety, i skakałyśmy jak najwyżej! Była to oszałamiająca zabawa dla naszych nóg. Choć mamie nie było do śmiechu, kiedy z uśmiechami od ucha do ucha wracałyśmy do domu. Dopiero, kiedy zobaczyłyśmy jej minę, wiedziałyśmy, o co chodzi. Całe brudne musiałyśmy najpierw iść się porządnie umyć, by w dalszej kolejności wypić ciepłą herbatkę z cytrynką, zajadając się jednocześnie pysznymi ciastkami, które mama dla nas upiekła.
Deszcz też potrafi być ujmujący.

CZYTASZ
Osobliwe przypadki Inki
Short StoryCześć, nazywam się Inka! A to jest mój pamiętnik, w którym zawarłam to, co dla mnie najcenniejsze - wspomnienia, sny, to, co przeżyłam, a także to, co wydaje mi się, że mogłam przeżyć. Pragnęłam zawiązać tutaj choć kawałek tego, co jest w moim sercu...