***

16 7 0
                                        

     Razu pewnego nasi rodzice, czyli moi i Marzenki oraz Zosi obwieścili nam, że zorganizują nam wszystkim smaczny wieczór. O co mogło chodzić? Zastanawiałyśmy się. Niestety nikt nie chciał zdradzić nam tego sekretu. Powiedzieli tylko, że to będzie niespodzianka.

     Tego dnia nie mogłyśmy sobie znaleźć miejsca. Każda wymyślona przez nas zabawa okazywała się być mało interesująca. Nasze myśli skupione były na tym, co takiego będziemy robić wieczorem? Nawet nasz sklepik, nad którym tyle dni pracowałyśmy, nie sprawiał nam teraz frajdy. A pozazdrościłby go nam niejeden właściciel tego prawdziwego. Były w nim prawdziwe produkty, to znaczy opakowania, bo rodzice nie zgodziliby się, żebyśmy miały na przykład prawdziwy szampon albo cukier. Zbierałyśmy bardzo długo nasze artykuły. Kiedy tylko nasze mamy miały jakieś niepotrzebne pudełka, butelki, woreczki, od razu konfiskowałyśmy je. I tak powstał nasz sklep z różnorodnymi artykułami. Jeszcze zmajstrowałyśmy portfele i torby na zakupy. Pieniądze zastąpiły nam liście, a wagę same zbudowałyśmy. Znalazłyśmy kawałek cegły, cienką deskę, do tego różne kamienie. Waga była gotowa. Zabawa w sklep sprawiała nam niesłychaną przyjemność. Lecz dzisiaj nie i podwójne „ee". Dzisiaj wszystko było niczym w stosunku do zaspokojenia naszej ciekawości.

     Wpadłyśmy jednak na pomysł. Będziemy szpiegować dorosłych. Może któryś wygada się podczas rozmowy i dowiemy się, co będziemy robić? Tak zrobiłyśmy. Podkradałyśmy się cichaczem tam, gdzie przebywali, ale nic, naprawdę niczego nie zdołałyśmy się dowiedzieć. Jedynie zauważyłyśmy, że dosyć sporo ziemniaków obrały nasze mamy. Ciekawe po co?

     Okazało się, że to była odpowiedź. Gdy słońce powoli już kładło się spać, my zebraliśmy się na podwórku. Tatusiowie i dziadek przygotowali stół, ławki, krzesła. Mamusie i babcia przyniosły jedzenie i coś do picia. W końcu mogłyśmy się dowiedzieć, co będziemy robić. Odpowiedzią były... frytki! To miał być wieczór frytkowy! Ależ się ucieszyłyśmy! W piwnicy mieliśmy stary piec, na którym robiły się te pyszności. Zapach unosił się nawet na zewnątrz. Czekanie na zajadanie uprzyjemniliśmy sobie śpiewaniem i opowiadaniem żartów. Bawiliśmy się także z Iskierką, który chyba też był podekscytowany tym wielkim wydarzeniem, ponieważ biegał, skakał i ciągle zaczepiał wszystkich do zabawy.

     Nareszcie powiedziano, że możemy zasiąść do stołu. Wielkie miski z ogromną ilością frytek zawitały na stole. Zajadaliśmy się, aż uszy się trzęsły. Pieskowi też daliśmy skosztować, ale tylko kilka. Jemu też smakowało.

     To był przyjemny wieczór. A kiedy już słońce na dobre nas tego dnia opuściło i księżyc ukazał swe nocne oblicze, a gwiazdy migotały niczym drobne klejnoty, które pragnie się pochwycić, obwieszczono nam, że to już czas, abyśmy poszły spać. To był piękny dzień. Rodzice doprawdy zrobili nam ogromną niespodziankę.

Osobliwe przypadki InkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz