Huśtawka. Co będziemy robić? Nad tym pytaniem nie musiałyśmy się długo zastanawiać. Śpiewać! Godzinami potrafiłyśmy wzbijać się w górę na huśtawce, machać nogami i świergotać. Świat wydawał nam się wtedy jakby otwarty tylko dla nas. Jeszcze trochę i dosięgniemy nieba! Byłyśmy już nie tylko malarkami, szczypiornistkami albo kimś innym sławnym. Byłyśmy śpiewaczkami! Choć słuchaczów miałyśmy głuchych i niemych. Chyba tylko nasze koty były zainteresowane. A śpiewałyśmy wszystko, co nam przychodziło do głowy. Znałyśmy wiele, wiele różnych piosenek.
Pamiętam, jak w szkole - byłyśmy chyba wtedy na początkowym etapie kształcenia - pewnego dnia pani poprosiła, żebyśmy przyszły do jednej klasy dać mały koncert. To znaczy myśmy to odebrały tak, jakby to był koncert. A byłyśmy znane w szkole z tego, że ładnie śpiewamy.
Stanęłyśmy przed uczniami, starszymi chyba o rok od nas i rozpoczęłyśmy nasz występ. Z piosenkami nie miałyśmy problemu. W pewnym momencie jednak skończył się nam repertuar, a pani powiedziała, żebyśmy coś jeszcze zaśpiewały, że uczniowie czekają na jeszcze. Naradziłyśmy się z Zosią i, kiedy już uzgodniłyśmy piosenkę, zaśpiewałyśmy najlepiej, jak umiałyśmy: „On zimny, on zimny, ona gorąca. On nie chce, on nie chce, ona go trąca. I lewą rączkę na niego kładzie. Ruszaj się, ruszaj, ty stary dziadzie!" To był nasz bis. Popisowa piosenka.
Niestety po tym utworze zakończyła się nasza kariera w szkole. Pani prawie osiwiała, oczy nabrały kształtu jakby miały zaraz wypaść z oczodołów, a minę miała taką, że ktoś, kto zje cytrynę chyba ma mniej skwaśniałą. Nie wiedziałyśmy, o co chodzi? Szybko podziękowała nam za występ i powiedziała, że mamy wracać do swojej klasy. Dość oziębłym głosem. I już nigdy żadna pani nas nie poprosiła, żebyśmy same wymyślały repertuar.
A kiedy w domu opowiedziałyśmy, co działo się w szkole i pochwaliłyśmy się naszym koncertem, nasze mamy jeszcze na nas nakrzyczały. Dziwne. Bardzo dziwne. Wcześniej już wspomniałam: naszej sztuki nikt nie rozumiał... Pozostała nam huśtawka.
CZYTASZ
Osobliwe przypadki Inki
Short StoryCześć, nazywam się Inka! A to jest mój pamiętnik, w którym zawarłam to, co dla mnie najcenniejsze - wspomnienia, sny, to, co przeżyłam, a także to, co wydaje mi się, że mogłam przeżyć. Pragnęłam zawiązać tutaj choć kawałek tego, co jest w moim sercu...