***

16 4 1
                                    

     Trzeba było opiekować się siostrą. Nawet wtedy, kiedy była nieco starsza.

     Mama zawsze powtarzała, że młodszymi należy się zajmować, bo są słabsi i potrzebują zazwyczaj pomocy. Zgadzam się. W końcu pomagać trzeba. Choć nie zawsze z mamą się zgadzałam. Ileż można jednak pilnować? A zdarzało się, że musiałam być z Marzenką ciągle i codziennie. Nawet pomyślałam, że mogłabym już dostać medal dla zasłużonego i to nie byle czym. Siostra chodziła za mną wszędzie, robiła to, co ja robiłam. To było straszne! A ile razy próbowałam się przeciwstawić, obrywałam od rodziców. Że przecież to moja siostra – słyszałam. Choć tak naprawdę kocham moją Marzenkę.

     Najgorsze było, kiedy ja i Zosia rozpoczynałyśmy zajęcia w szkole o tej samej godzinie co Marzena, bo w końcu musiała i tam pójść. Wtedy musiałyśmy ją zabierać ze sobą i pilnować. Nie było to dla nas komfortowe, bo chciałyśmy jeszcze spędzić czas z koleżankami i kolegami, ale piąte koło u wozu powodowało „nie" i podwójne „ee". Musiałyśmy być odpowiedzialne. Straszne słowo...

     Nie ujmując sobie i Zosi, byłyśmy całkiem dobrymi nauczycielami życia Marzeny, na przykład zimą, podczas drogi do szkoły. Siostra miała takie czerwone buty. Ładne były, ale okropnie śliskie. Co krok upadała. Myśmy jednak nie dawały za wygraną. Marzenka musiała iść szybko i nie zatrzymywać się. A jak już upadła, musiała się ewentualnie otrzepać i szłyśmy dalej. I dawała radę. My zresztą też.

     Pewnego dnia, kiedy znów razem udałyśmy się do szkoły, jakoś nie miałam humoru. Nie wiem, dlaczego, ale byłam zła. Ciągle też strofowałam Marzenkę. Nieładnie się zachowałam, wiem, ale i tak bywa. W każdym razie szłyśmy sobie i wszystko mi przeszkadzało. I jakoś tak w pewnym momencie zauważyłam, że droga jest pusta. Chciałam szybko przejść, żeby potem już nie stać i niepotrzebnie – tak wtedy myślałam – czekać. Chwyciłam zatem Marzenkę za kaptur i pociągnęłam ją za sobą, nawet jej nie informując. Siostra oczywiście nawet nie wiedziała, co się dzieje. Udało się jednak jakoś przebiec na drugą stronę.

     I prawie by się udało pójść dalej, ale usłyszałam tylko, jak za mną pani, która uczyła mnie wychowania fizycznego zawołała za mną: - Inka, co Ty wyprawiasz? – Zmroziło mnie. Takiej sytuacji się nie spodziewałam. Pani zauważyła, że zrobiłam coś, czego nie powinnam. Było mi wstyd. Próbowałam się jednak jakoś wytłumaczyć, więc powiedziałam: - Chciałam tylko szybko przejść, żeby zdążyć do szkoły. – Choć wiadomo, że nie o to chodziło. Pani jednak powiedziała: - A mnie bardziej chodzi o to, że szarpiesz swoją siostrę, przeprowadzając ją przez drogę. Przecież jest mała. Trzeba uważać. – Uff... Czyli tylko tyle. Choć znów usłyszałam, że mała, że młodsza i że trzeba być mądrym...

     Ależ to życie trudne. Ciągle trzeba myśleć.

Osobliwe przypadki InkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz