Pewnego dnia w naszym domu odbywało się wielkie skubanie pierza. Biały puch unoszący się w kuchni jakby śnieg otulał świat przygotowujący się do snu. Był wieczór. Choć nam wcale nie chciało się spać. Biegałyśmy pomiędzy białym meszkiem i naszymi mamami, babciami, ciotkami, które gwarnie śpiewały, opowiadały kawały i śmiały się tak głośno, że i nam się chciało śmiać, choć właściwie, nie wiedziałyśmy, z czego. Było bardzo wesoło. I pięknie w tym miękkim jak kaczuszka puchu.
Słuchałyśmy też radia. Bardzo lubiłyśmy słuchać muzyki, a jeszcze bardziej śpiewać. Pamiętam, że puszczano wtedy piosenkę, którą bardzo wpadła nam w ucho. Uwielbiałyśmy ten utwór i ciągle go śpiewałyśmy. Był to czas, kiedy trzeba było czekać na to, aż puszczą w radiu ulubiony kawałek. A nagrywać jeszcze nie umiałyśmy. Chyba nawet nie miałyśmy pojęcia, że tak można.
A kiedy już nie miałyśmy nic do roboty, biegałyśmy znów pod stołem pomiędzy nogami szkubaczek, którym wtedy nie bardzo było do śmiechu, bo puch unosił się po całej kuchni. A nam było tak błogo i cudownie.

CZYTASZ
Osobliwe przypadki Inki
Short StoryCześć, nazywam się Inka! A to jest mój pamiętnik, w którym zawarłam to, co dla mnie najcenniejsze - wspomnienia, sny, to, co przeżyłam, a także to, co wydaje mi się, że mogłam przeżyć. Pragnęłam zawiązać tutaj choć kawałek tego, co jest w moim sercu...