***

22 7 0
                                    

     Gdy kończył się lipiec z niecierpliwością czekałyśmy na żniwa. Obserwowałyśmy najpierw, jak pola zbóż się wiosną zielenią, potem jak przybierają złocisty kolor. Wybierałyśmy się wtedy na długie spacery pośród pól. Przyjemnie było stąpać wokół tych sterczących łodyg, pośród których rosły soczyście czerwone maki, ozdobne chabry, aromatycznie pachnący rumianek. Bywało, że tworzyłyśmy z tych kwiatów piękne bukiety dla naszych mam.

     W sierpniu następowały pierwsze zbiory. Czerwone, ogromne kombajny ukazywały się wtedy naszym oczom i swoją mocą zbierały złoto z pól. Z ekscytacją oglądałyśmy wtedy ten obraz. Nie tylko jednak dlatego wypatrywałyśmy żniw. Po zakończonej pracy mężczyzn boso wybiegałyśmy na ściernisko, by móc wybudować domek ze zbożowych snopów. A że naówczas robiono je w postaci kostki, sprawa była dość prosta. No prawie. Po pierwsze stopy nas bolały od ostrych pozostałości na polu. A poza tym musiałyśmy się spieszyć z budową naszego lokum, żeby móc w nim jeszcze poprzebywać, gdyż właściciel pola, które było niedaleko naszego domu przegoniłby nas stamtąd.

     Żeby szybciej i sprawniej nam to poszło, zorganizowałyśmy ekipę. I praca poszła w ruch. Snop po snopie i udało się stworzyć piękny dom. Niestety pewnego lata, kiedy już prawie kończyliśmy, przyjechał na pole ten, który zawsze nas przeganiał. I kiedy już brakowało kilku kostek, żeby zakończyć pracę, usłyszeliśmy nadjeżdżający traktor. Tak! To był on! Musieliśmy uciekać, a nie było łatwo z powodu bosych stóp. Kiedy przybiegłyśmy do domu, mama była przerażona. Nasze stopy bowiem były całe pokaleczone! Oj, bolały i to bardzo! Ale czego się nie robi dla dreszczyku emocji i zabawy?

     Łatwiej było, kiedy pewnego razu postanowiliśmy z dziećmi z naszej ulicy wybudować szałas na naszej ścieżce. A było to miejsce, w którym zawsze coś ciekawego się działo. Rosły tam potężne krzaki, więc stwierdziliśmy, że można pośród nich zbudować bunkier. Niedaleko było mnóstwo gałęzi, więc zabraliśmy się do roboty. I nasze miejsce odosobnienia było gotowe do „zamieszkania". Przynieśliśmy wtedy koce, zabawki, picie i jedzenie, i mogliśmy w spokoju bawić się. Stamtąd nikt nas nie wyrzucił.

Osobliwe przypadki InkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz