Cieszcie się rozdziałem, bo ja cieszę się zdanym egzaminem!
Miłego czytania!Perspektywa Montanhy
Wstałem o siódmej rano i na spokojnie przygotowałem ciuchy na przebranie na imprezę. Wziąłem czarne dżinsy i białą koszulę do tego wyciągnąłem brązową skórzaną kurtkę i okulary. Wziąłem szybki prysznic przed służbą i ubrałem się w luźne ciuchy, a odpowiednie na później wrzuciłem do torby. Gotowy na służbę ruszyłem w stronę komendy aby wejść na siedem godzin czynnej służby, a potem mieć pół godziny może godzinę na przygotowanie się do wyjścia z Pastorem. Tak więc bardzo zwinnie i szybko znalazłem się w szatni na komendzie i schowałem do szafki torbę z ubraniami, a wyciągnąłem swój mundur w który się dość szybko ubrałem. Założyłem na siebie całe wyposażenie policyjne i włączyłem radio wraz z gpsem.
-01 status 1 - poinformowałem na radiu i skierowałem się w stronę parkingu podziemnego.
-Szefie mogę zająć chwilę? - zatrzymał mnie głos jednego z funkcjonariuszy tej jednostki.
-Tak o co chodzi? - spytałem czekając na iż kadet zacznie gadać.
-Czy byłaby możliwość zabrania się z panem na patrol? - spytał nie pewnie i spuścił wzrok, który dotychczas był skierowany centralnie w moje oczy.
-Nie widzę przeciwwskazań - stwierdziłem - chodź kadeciak - rzekłem i ruszyłem w stronę schodów, a młody niebieskooki chłopak podążał za mną. W ten sposób wylądowałem z kadetem na wspólnym patrolu i przynajmniej mógł się więcej nauczyć od szefa jednostki. Oczywiście jak zwykle pojechaliśmy sprawdzić zgłaszenie o strzałach więc jako pierwszy jak to zawsze ruszyłem do akcji gdy reszta funkcjonariuszy trzymała się na dystans od strzelaniny, która nie wyglądała jakby miała się zaraz skończyć.
-Ręce do góry wszyscy! Jesteście aresztowani! - krzyknąłem na nich, a dwójka mężczyzn, która do siebie strzelała zaczęła na mnie ostrzał. Dość zgrabnie unikałem kul i postrzeliłem jednego w nogę, a drugiego w rękę, ale nie wiedziałem kiedy oberwałem w swoje prawe ramię. Syknąłem wkurwiony na to iż dałem się postrzelić przez dwójkę debili, którzy zamiast rozmową chcieli dojść do porozumienia przez broń palną. W ten sposób trafiłem do szpitala i nie wiem ile tu właśnie spędziłem czasu, ale zauważyłem, że zostało mi w sumie trzy godziny służby. Na szczęście albo i też nie, pocisk nie przebił mi ramienia an wylot, a tylko utknął w nim przez to musieli mi wyciągać tą kulę z ramienia. Medyk zaszył mi ramię i za bandażował ostrzegając aby oszczędzać całą dłoń. Oczywiście jak to ja nie posłuchałem się zaleceń lekarzy i czynnie brałem udział w pościgu czy też kolejnej strzelaninie. Aż w końcu wybiła równa piętnasta. Nie powiem, ale cieszyłem się z tego, że odpocznę sobie od służby i spędzę resztę dnia chillując sobie na plaży, a że był dość ciepły dzień to sądziłem również, że noc też będzie dość przyjemna pod tym względem.
-01 status 3 - zgłosiłem na radiu o końcu swojej służby na dziś i rozebrałem się z munduru odkładając go do szafki wraz z całym sprzętem. Wziąłem ręcznik i płyn do mycia wraz z ciuchami na przebranie i skierowałem się na prysznice w łazience policyjnej. Na spokojnie szedłem do schodów, ale skręciłem w lewo kierując się do drzwi na środku, które prowadziły do laboratorium, strzelnicy i zbrojowni, a także pokoju narad oraz do łazienki, która mnie aktualnie interesowała. Przeszedłem przez drzwi i kolejne drzwi po lewej stronie wchodząc do łazienki. Było to bardzo rozbudowane pomieszczenie w którym znaleźć można było dosłownie wszystko, ale interesował mnie tu tylko prysznic. Wybrałem ostatnią kabinę, która miała mglistą szybę przez którą nie było widać kto jest w środku dla swojego komfortu. Ręcznik powiesiłem na haczyku na drzwiach, a torbę z ciuchami wrzuciłem do szafki, która była na ścianie przy ostatnich kabinach. Ściągnąłem z ramienia bandaż gdyż nie był brudny, a nie chciałem nowego niepotrzebne zużywać. Wszedłem pod prysznic i ustawiłem na chłodną wodę.
CZYTASZ
W moim policyjnym sercu tylko mafia?
Teen Fiction[Historia poprawiana z błędów Poprawione 38/130] ℕ𝕚𝕖 𝕫𝕒𝕨𝕤𝕫𝕖 𝕨𝕤𝕫𝕪𝕤𝕥𝕜𝕠 𝕚𝕕𝕫𝕚𝕖 𝕥𝕒𝕜 𝕛𝕒𝕜 𝕞𝕪ś𝕝𝕚𝕞𝕪. ℕ𝕚𝕖 𝕫𝕒𝕨𝕤𝕫𝕖 𝕡𝕣𝕫𝕪𝕛𝕒źń 𝕛𝕖𝕤𝕥 ł𝕒𝕥𝕨𝕒. ℕ𝕚𝕖 𝕫𝕒𝕨𝕤𝕫𝕖 𝕞𝕠ż𝕟𝕒 𝕦𝕗𝕒ć 𝕨𝕤𝕫𝕪𝕤𝕥𝕜𝕚𝕞. ℕ𝕚𝕖 𝕫𝕒...