Odmęty przeszłości

1.2K 98 116
                                    

Witam serdecznie w sobotnim rozdziale!
40 dni to nawet dla mnie za dużo, ale w wynagrodzenie tego "żarciku" Do wtorku codziennie rozdział o 9 !
Miłego dzionka!

Gdy słońce schowało się za horyzont nastała ponura noc w której księżyc grał główną rolę. Patrolowałem największe odludzia aby nikt mnie nie znalazł, bo zapewne Pastor i ekipa mnie poszukują jednak chciałem mieć dziś już spokój całkowity od ludzi i wszystkiego co mogłoby mnie denerwować. Pamiętałem jak kiedyś ojciec wziął mnie na swoją delegalizację gdyż tak nazywał tak swoją pracę. Wtedy odczuwałem te same emocje co dziś najpierw radość potem rozczarowanie, złość i załamanie byłem wtedy prawie starszy o dwa lata później po moim porwaniu i torturach.

Byłem dość przystojnym młodzieńcem i w sumie od początku zaczesywałem włosy do tyłu co dodawało mi uroku osobistego. Ojciec przy wczorajszej kolacji poinformował mnie iż czas zacząć moją kadencje i wdrożyć mnie powoli w rynek, którym dysponuje moją rodzina od pokoleń. Mój brat Marco bardzo chciał uczestniczyć w tym wszystkim, ale był nadal za młody aby uczestniczyć w domowym interesie tak mówił zawsze ojciec gdy podchodził do mnie z tematem domowej firmy. Nie pytałem w sumie nigdy o to co tak naprawdę robi się w tej firmie, ale jeśli ojciec mówił iż nadaje się do tego to tak też myślałem. Nie wiedziałem wtedy jak wielki popełniam błąd idąc z nim do pracy w terenie. Wtedy też widziałem jak bardzo zepsutym człowiekiem się stałem. Mimo iż pracowałem już w rodzinnej firmie, by odzyskiwać pewne plany i przedmioty. Lubiłem tą fuchę, bo nie wymagała za dużo od zwykłego pracownika chyba, że nie byłeś podstępny to wtedy było ciężej.

-Synu czas abyś wdrożył się w coś bardziej ambitniejszego! - usłyszałem głos ojca, który prowadził samochód i uśmiechał się od ucha do ucha. Był dumny ze mnie iż tak dobrze sprawowałem się na stanowisku, które mi przeznaczył. Sam byłem z siebie dumny, że potrafiłem ogarnąć wszystko tak aby wyjść na plus.

-Gdzie jedziemy? - zapytałem ciekawy.

-Do magazynu w którym dojdzie do transakcji pieniężnej - odparł, ale nie mówiło mi to dużo więc poprawiłem sobie chustę na ustach aby zakrywała jeszcze nos. Ojciec miał podobną do mnie zasłonę na usta, ale nie rozumiałem po co one będą nam potrzebne. Jednak on twierdził iż to jest jakby wizytówka rozpoznawcza i muszę ją posiadać na twarzy. Jechaliśmy do małego miasteczka oddalonego od miasta o 15 kilometrów. Droga jakoś mi się nie dłużyła, bo obserwowałem teren, który mijaliśmy.

-A na co zamówienie?

-Na przedmioty, które załatwia nasza familia. To jedna część zysków gdyż firma jest bardzo rozbudowana.

-Rozumiem czyli te skrzynki są dla kupujących - zauważyłem na co odpowiedział mi ruchem ciała na tak - co w nich jest?

-Tego na razie nie musisz wiedzieć - odpowiedział.

-Dlaczego?

-To są jakby mister boxy gdzie nie wiesz co jest - powiedział, ale jego ciało delikatnie się spięło co oznaczało, iż kłamie. Umiejętność tą nabyłem w czasie swych błędów i prób, aż po prostu zauważyłem pewien schemat, który powtarza się u każdego człowieka. Jednak nie powiedziałem iż wiem, że to kłamstwo, ponieważ nie chciałem denerwować ojca. W końcu podjechaliśmy na miejsce w którym miała odbyć się wymiana pieniężna. Od razu w oczy rzucili się trzej panowie w czarnych strojach już wiedziałem co się szykuje. Jednak nie mogłem się już wycofać, bo siarę bym przyniósł dobremu imieniu naszej firmy gdzie nikt nigdy się nie wycofuje i walczy do końca. Wysiadłem z samochodu i przybrałem maskę obojętności na twarz aby nie zdradzać swoich emocji i tego, iż po prostu nie podoba mi się tutaj być.

W moim policyjnym sercu tylko mafia?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz