14

3.1K 164 11
                                    

Żołądek związał mi się w supeł, a w gardle czułam narastającą gule. Naprawdę nie spodziewałam się go jeszcze kiedykolwiek zobaczyć, ale kurwa co ja się dziwię przecież mieszkamy w tym samym mieście. Nasze drogi musiały znów się spotkać.

- Brendon - w końcu wróciła mi zdolność mowy.

- Lily - jego zielone tęczówki intensywnie się we mnie wpatrywały. - Pięknie wyglądasz - o nie jeśli myśli, że tym komplementem coś zmieni to się grubo myli.

- Och daruj sobie! - moje nogi znów mnie słuchają, dlatego szybkim krokiem wymijam Brendona. Jednak po chwili czuję jego dłoń zaplatającą się wokół mojego nadgarstka.

- Puść mnie! - wyrywam rękę z jego uścisku.

- Lily proszę porozmawiajmy - próbuje wziąć mnie na litość, ale ja nie dam się nabrać.

- Nie mamy o czym.

- Przepraszam Lily nie chciałem żeby tak wyszło - zrobił krok w moja stronę, a ja w tym momencie się odsunęłam.

Kiedyś jego bliskość działała na mnie kojąco i za każdym razem wywoływała przyjemne dreszcze. Teraz jest odwrotnie. Udało mi się pozbierać po tym co mi zrobił, a teraz te cholerne wspomnienia wróciły. Ten drań myśli, że głupie przepraszam wystarczy po tym wszystkim co przez niego przeszłam. On udaje głupka, albo naprawdę nim jest.

- Myślisz, że głupie przepraszam wystarczy! - nie panuje już nad swoimi emocjami. - Po tym wszystkim co mi zrobiłeś przychodzisz i mówisz głupie przepraszam - zaśmiałam się szyderczo. - Jesteś chujem Brendon! - krzyczę. Zdaje sobie sprawę, że ludzie wokół się nam przyglądają, ale mam to głęboko w dupie.

- Lily proszę wysłuchaj mnie - mówi błagalnie, ale na mnie nie robi to już wrażenia. Kiedyś to zrobiłoby na mnie wrażenie, ale teraz już nie. - Wiem że zachowałem się jak dupek, ale zmieniłem się - podchodzi do mnie i za nim udaje mi się zareagować łapie mnie za nadgarstki.

- Puszczaj mnie! - próbuje mu się wyrwać, ale on mocniej zaciska swoje dłonie wokół moich nadgarstków. Wspomnienia wracają ze zdwojoną siłą. Moja bariera właśnie w tym momencie pękła. Zaczynam się trząść, a po policzku zaczynają spływać mi łzy. - Puść mnie proszę - mówię przez łzy.

- Nie dopóki za mną nie porozmawiasz - warczy.

- Zostaw mnie - próbuje się uwolnić, ale jego uścisk jest zbyt silny.

- Nie do cholery! Idziesz ze mną! - mówi tonem nie wyrażającym sprzeciwu.

- Zostaw ją! - słyszę za sobą dobrze znany głos. Zayn. Mój ratunek.

- Kim ty do cholery jesteś? - warczy szatyn, ale nie luzuje swoje uścisku wokół moich nadgarstków.

- Powiedziałem puść ją! - głos bruneta przepełniony jest złością.

- A jak nie to co? - Brendon zakpił.

- To - Zayn szybko znalazł się przed nim i jego pięść spotkała się z twarzą Brendona. W wyniku ciosu, dłonie szatyna poluzowały uścisk i udało mi się uwolnić.

- Kurwa - Brendon był wściekły, a z jego nosa leciała krew.

- Jeszcze raz się do niej zbliżysz, a będziesz zbierał swoją parszywą mordę z chodnika - warknął brunet. Jego ciało było napięte. Był wściekły. Po raz pierwszy widziałam go w takim stanie.

- Jeszcze tego pożałujesz, obiecuję - splunął szatyn i skierował się w stronę wyjścia. Zayn momentalnie znalazł się obok mnie i otulił swoimi silnymi ramionami.

Shadows Of The Past // Z.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz