Ciąg dalszy nastąpił🙈
Harry przez chwilę w ogóle nie reagował, ale ostatecznie spojrzał w stronę, w którą patrzył szatyn. Na początku nie rozumiał, że patrzy właśnie na tornado, owszem, słyszał o nich, ale nigdy wcześniej żadnego nie widział, nie pojawiały się tutaj, ponoć nawet całkiem niedaleko, ale nie tu. – Nie rusza się – odezwał się po chwili, wpatrując się w wir.
– To znaczy, że sunie prosto na nas – odpowiedział Tomlinson, odzyskując przytomność umysłu. Nigdy nie miał styczności z tornadami, ale kiedyś tak właśnie czytał. – Musimy się ukryć. Do piwnicy.
– Musimy schować zwierzęta – oznajmił od razu Harry, ruszając biegiem w stronę kurnika i krzycząc do szatyna, żeby ten zajął się końmi.
Louis krzyczał jeszcze coś za nim, ale on w ogóle nie zwracał na to uwagi. Wpadł do zagrody dla kur, od razu łapiąc kilka kurczaków, tyle ile zdołał i biegiem popędził w stronę wsypu na drewno, który był blisko wejścia do kuchni, otworzył go jedną ręką, starając się nic nie zrobić kurczakom, po czym wrzucił je tam i pobiegł po następne. Za każdym razem brał ich ile tylko się dało i zawsze patrzył na tornado. Wydawało się coraz większe, ale wydawało się też być wystarczająco daleko, żeby zdążył. Louis mocował się z końmi, które nie były chętne do pójścia z nim, a on biegał jak szalony. Potem jeszcze tylko koty i Merlin, z psami będzie najłatwiej, bo i tak sporo czasu spędzały przy werandzie. Z każdą chwilą wiało coraz mocniej, ale nie zwracał na to uwagi, zwierzęta były o wiele ważniejsze.
Po kurczakach w piwnicy wylądowały kury, a Louis na szczęście zdołał wprowadzić konie do środka, po czym zajął się psami i resztą.
– Harry, pośpiesz się – nakazał, widząc, jak drzewa rosnące wokół już uginały pod wpływem wiatru.
– Ostatnie – wydyszał młodszy, wrzucając do wsypu ostatnie trzy kury, które wyrywały mu się spanikowane.
Louis od razu zamknął drewniane drzwiczki i zaczął zastawiać je, czym się dało, a Harry pomógł mu, przynosząc szybko kilka desek, które mogli umocować pomiędzy metalowymi uchwytami.
– Jest coraz bliżej – powiedział, spoglądając na zbliżający się do nich wir, a Louis tylko pchnął go w stronę domu.
Wbiegli tam od razu, kierując się do piwnicy i modląc się w duchu, żeby jakoś udało im się przetrwać. Szatyn zaryglował drzwi, a młodszy wziął latarkę i rozejrzał się po pomieszczeniu. Szybko przeliczył wszystkie zwierzęta, ale coś mu się nie zgadzało. Odruchowo zaczął jeszcze raz, wymieniając wszystkie kury z imienia i licząc je na palcach.
– Pszeniczka – wyszeptał po chwili.
– Co? – zapytał Louis, właśnie schodząc po schodach.
Harry nie odpowiedział, od razu pobiegł na górę i zaczął mocować się z drzwiami. Musiał ją ratować. Na pewno była gdzieś na ogrodzie, bo przecież wszyscy wiedzieli, że zawsze przeskakiwała przez płot.
– Harry, wracaj tutaj! – krzyknął za nim Louis i wbiegł po schodach, ale młodszemu właśnie udało się je otworzyć i wpadł do salonu, skąd od razu popędził na dwór.
Podmuch był tak silny, że o mało nie wyrwał drzwi, kiedy Harry je otworzył. Louis krzyczał, żeby wracał, ale on tylko wybiegł na dwór, starając się walczyć z silnym wiatrem i rozejrzał się. Tornado było coraz bliżej, jednak wydawało mu się, że da radę. Ruszył w kierunku ogrodu, ledwie przedzierając się przez silny wiatr.
– Pszeniczka! – krzyknął, ale hałas, jaki robił wiatr, zagłuszył go całkowicie, mimo to krzyczał dalej, rozglądając się za kurą.
Była tam, wiatr przygwoździł ją do płotu, była zbyt mała, żeby z nim walczyć. Harry odruchowo spojrzał jeszcze raz na tornado, po czym rzucił się na furtkę, otwierając ją z trudem, praktycznie na kolanach przyczołgał się do Pszeniczki i złapał ją, od razu wstając i biegnąc w stronę domu. Teraz było łatwiej, wiatr popychał go do przodu. Potykał się co chwilę, ale najważniejsze, że ją uratował.
Louis stał koło domu, a przynajmniej próbował stać i kiedy Harry tylko się zbliżył, pociągnął go i wepchnął na werandę, a potem do salonu.
– Zwariowałeś?! – krzyknął, próbując zamknąć za nimi drzwi. – Do piwnicy! Już!
Pociągnął je mocno i w końcu udało mu się je zamknąć, więc przebiegł salon i wpadł do piwnicy. Zaryglował drzwi, najlepiej jak się dało i zbiegł na dół, gdzie nikłe światło latarki oświetlało zwierzęta i Harry'ego, który ledwie łapał oddech.
– Odjęło ci rozum?! – krzyknął do młodszego. – To tylko kura!
Harry od razu podniósł wzrok i wlepił w niego pełne przerażenia i wyrzutu spojrzenie.
– To rodzina – odpowiedział i Louis nawet w tym hałasie, jaki dochodził do nich z zewnątrz, słyszał, jak głos mu się załamał.
Nie odpowiedział, bo coś gruchnęło strasznie, tak, że oboje skulili się ze strachu. To brzmiało, jakby właśnie stracili dach. Odruchowo podszedł bliżej, chcąc zgarnąć w ramiona Harry'ego, żeby chronić go na wszelkie możliwe sposoby, ale młodszy tylko cofnął się i usiadł w kącie, cały blady i przerażony, biorąc równie przestraszoną Pszeniczkę na ręce i zaczynając głaskać jej pióra.
Louis odruchowo rozejrzał się, słysząc kolejny hałas, tym razem brzmiący jak wyrywane drzewo, po czym usiadł na schodach. Był przerażony i jednocześnie przekonany, że z domu nie zostało już zbyt wiele. Drzwi od piwnicy wyrywały się z zawiasów, nie wspominając już o klapach wsypu, ale chyba najbardziej zabolało go to, że po chwili dotarł do niego cichy szloch Harry'ego. Wstał od razu i przeszedł pomiędzy przerażonymi zwierzętami, po czym usiadł obok niego i od razu pocałował jego ramię, układając równocześnie dłoń na jego plecach.
– Przepraszam – powiedział cicho. – Wiem, że wszystkie są dla ciebie ważne, dla mnie również…
– Ale powiedziałeś… – wtrącił się Harry, jednak Louis nie pozwolił mu skończyć zdania.
– Powiedziałem to, bo przestraszyłem się, że mogę cię stracić, a nie zniósłbym tego.
Harry pociągnął nosem, jednak nie odpowiedział, nadal głaskał Pszeniczkę, nie patrząc na Louisa.
– Przepraszam, mam nadzieję, że mi to wybaczysz, gadałem głupoty ze strachu, ale kocham je tak samo, jak ty.
Młodszy nadal milczał, więc Louis pogładził go po plecach, obejmując jeszcze mocniej i postanowił mówić dalej.
– Wiesz, może tak tego nie pokazuję, ale sam płakałem jak głupi, kiedy… – urwał, bo właśnie w tym momencie Harry na niego spojrzał i Louis automatycznie ujął jego twarz w dłonie, po czym otarł kciukami łzy z jego policzków. – Nauczyłeś mnie patrzeć na świat zupełnie inaczej – dodał i zaraz skulił się ze strachu, bo z dworu dobiegł ich kolejny hałas, tym razem brzmiący jak drzewo, które właśnie upadło na ziemię.
Harry od razu wtulił się mocno w Louisa, całkowicie przerażony.
– Wszystko będzie dobrze – powiedział cicho szatyn, chociaż sądząc po dochodzących ich z dworu odgłosach, jakoś sam nie bardzo w to wierzył.
Wiatr szalał i podejrzewał, że z domu naprawdę zostaną same drzazgi, miał tylko ogromną nadzieję, że oni tutaj przetrwają, dom przecież można było odbudować. No i może gdzieś w duchu liczył, że jego notatki do nowej książki również ocaleją, bo jakoś nie miał ochoty pisać tego wszystkiego od nowa.
![](https://img.wattpad.com/cover/298973806-288-k680396.jpg)
CZYTASZ
Inside these pages you just hold me. Chapter 2: Orient
Fanfiction[[ Inside these pages you just hold me - część 2 ]] Louis nie spodziewał się, że wyprowadzka na wieś tak zmieni jego życie, tymczasem mieszkał w dworku starej Addie już od roku. Najczęściej towarzyszyły mu tam zwierzęta, z Merlinem nieodstępującym...