XLVI - Kolacja

100 14 6
                                    

Jeszcze tylko jeden rozdział i epilog...







W którymś momencie do Harry’ego dotarło, że czuje zapach jedzenia i to zdecydowanie było dziwne. Louis praktycznie nie gotował, jedynie czasem robił im na kolację kanapki albo inną prostą rzecz, ale nigdy albo prawie nigdy nie było to coś, co trzeba by ugotować. Zmarszczył brwi, jeszcze raz upewniając się, czy aby na pewno dobrze czuje i wyglądało na to, że nie miał omamów. Postanowił to sprawdzić, ale za chwilę, bo akurat kończył swój dzisiejszy projekt. Nadenerwował się trochę nad nim, jednak ostateczny efekt nie był taki zły, jak na początku zakładał i był z siebie naprawdę zadowolony. Posiedział w swojej pracowni jeszcze kilka minut, po czym wyszedł stamtąd, od razu natykając się na jakiś leżący na ziemi kwiat. Odruchowo podniósł go i przyjrzał mu się uważnie, coś tutaj było nie tak, zwłaszcza że kawałek dalej leżał kolejny. Jego również podniósł, zwracając uwagę na następny leżący na szczycie schodów i dopiero w tej chwili dotarło do niego, że z salonu dochodzi jakaś cicha muzyka. Uśmiechnął się lekko, łącząc te fakty. Czyżby Louis coś wymyślił? Ale nie, nie mógł się nakręcać, bo jeszcze się zawiedzie, powinien to sprawdzić. 

Wziął trzeci kwiat i zaczął schodzić po schodach, co drugi schylając się i podnosząc kolejne, a kiedy dotarł na dół, miał już całkiem spory bukiet. Rozejrzał się i w tym momencie miał ochotę skakać w duchu, jednak starał się nie dać nic po sobie poznać. Czekała na niego kolacja. Na środku stał zastawiony stolik, przy którym był Louis i właśnie odsuwał krzesło. 

– Zechce pan usiąść, panie Styles? – zapytał. 

Harry zawahał się przez chwilę, ale dobrze, powinien wreszcie przestać się dąsać na szatyna. Przeszedł przez salon, po czym odłożył kwiaty na stolik i usiadł na krześle, obserwując Louisa, który zaczął nakładać mu coś na talerz.

– Zapiekany makaron – odpowiedział szatyn, jakby wystarczająco dobrze orientował się, że Harry ma zamiar dowiedzieć się, co przygotował.

Młodszy przytaknął tylko i odczekał, aż Louis nałoży go również sobie i zajmie miejsce po drugiej stronie. 

– Wydaje mi się, że czegoś mu brakuje – odezwał się ponownie Tomlinson – ale dałem wszystko, co jest w przepisie.

Harry uśmiechnął się lekko i wziął widelec, po czym dźgnął nim makaron, a następnie wziął trochę do ust.

– Na pewno soli – zaśmiał się, kiedy przełknął. – Ale nie jest tragiczne. Przyniosę – oznajmił, wstając i ruszając do kuchni po solniczkę, a kiedy wrócił, doprawił sobie danie i podał ją Louisowi. – Teraz zdecydowanie lepiej. 

– Ale dawałem tyle, ile było w przepisie – powiedział lekko oburzony szatyn, przez co Harry roześmiał się bardziej.

– Przepisy czasami kłamią – stwierdził – ale jest naprawdę dobre, dorzuciłbym tam tylko kilka rzeczy po swojemu. Musisz mi pokazać ten przepis.

– Znalazłem go w książce kucharskiej, jest zaznaczony – odpowiedział tamten. – Mam tylko nadzieję, że chociaż ciasto będzie dobre. 

– Zrobiłeś też ciasto? – zapytał młodszy lekko zaskoczony, na co szatyn wzruszył ramionami. – To miłe – dodał jeszcze Harry. – Wiesz, tak sobie myślę… Nadal nie pochwalam tego twojego pomysłu, ale może faktycznie masz rację z tym, że nic nam się nie stanie. Mimo to uważam, że to najgłupszy pomysł, na jaki wpadłeś.

– Chciałem coś zmienić – odezwał się od razu szatyn. 

– Wiem o tym – potwierdził Harry. – I wiem, że nie zrobiłbyś nic, co mogłoby nam zagrozić i nie miałeś złych zamiarów, ale przestraszyłam się. 

Inside these pages you just hold me. Chapter 2: OrientOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz