XIV - Ostatnie przygotowania

189 21 4
                                    

No więc jestem po przerwie. Sytuacja na razie stabilna, jak będzie, tego najstarsi Indianie nie wiedzą..🤷‍♀️









Harry był całkowicie nieprzytomny, jednak Louis nie miał zamiaru dać mu się wyspać, wyrzucił go z łóżka z samego rana, argumentując to przygotowaniami i naprawdę miał zamiar męczyć dzisiaj nimi cały dzień Harry'ego. Zjedli szybkie śniadanie, a szatyn zrobił jeszcze kilka rzeczy dla ich gości, żeby zjedli coś, kiedy się obudzą, po czym zagonił młodszego na piętro. Jeszcze raz sprawdzili wszystkie walizki, pieniądze i te rzeczy, które mieli na liście. Wyjeżdżali praktycznie w nocy, więc musieli być przygotowani. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik i stać przygotowane przy drzwiach, żeby tylko wsadzić to w bagażnik i ruszać. I Harry chyba zaczynał stresować się coraz bardziej, bo w pewnym momencie pobiegł do toalety, czując gwałtowną falę mdłości. Jeszcze kilka godzin i znowu wyruszy w świat. 

– Wszystko w porządku? – zapytał Louis, zaglądając do środka. 

– Tak – odpowiedział Harry. – Nic mi nie jest. 

Mimo wszystko szatyn nie bardzo mu wierzył, widząc, jak klęczał obok toalety. 

– Na pewno? – dopytał, siadając obok młodszego i odruchowo gładząc go po plecach. 

– Tak, zemdliło mnie tylko trochę. 

– Denerwujesz się, prawda? – odezwał się znowu Louis, na co Harry skrzywił się lekko i usiadł obok, przytulając się lekko do starszego, a ten objął go ramieniem. 

– Tak – przyznał. – Wiem, że zaraz powiesz, że to nie jest nic, z czym bym sobie nie poradził, mimo wszystko denerwuję się tym. Wiem, że będziesz tam ze mną i to będą wspaniałe trzy tygodnie, ale jednak... 

– Myślę, że wszystko się skończy, kiedy tylko przekroczysz jutro próg naszego domu, to normalne, że boisz się nieznanego, jednak kiedy już zaczniesz działać, wszystko jakoś samo się ułoży. I wiesz co? Też trochę się tym denerwuję, mimo to myślę, że przed nami wspaniałe przygody. Poza tym, kiedy już będziemy na Sycylii, spróbujesz tych wybornych czerwonych pomarańczy, a wtedy na pewno wszystkie strachy ci przejdą – zaśmiał się. 

– Czerwonych? – zapytał zaciekawiony Harry i faktycznie to trochę odwróciło jego uwagę. 

– Są wyśmienite, zobaczysz. A teraz może zejdziemy do reszty, wydaje mi się, że już wstali, później wrócimy do pakowania i sprawdzimy wszystko po raz ostatni. 

Harry przytaknął tylko i uśmiechnął się lekko, kiedy szatyn pocałował go w czoło. Właściwie co z Louisem mogło się nie udać? Nie było takiej rzeczy. Wiedział, że nikt lepiej o nich nie zadba. 

– Gdzie Harry? – zapytał Louis kilka godzin później, kiedy mieli powoli zasiadać do kolacji. Wszystko było już przygotowane i pozostało im tylko porządnie się wyspać przed porannym wyjazdem. 

– Pewnie gdzieś na dworze. Widziałem, jak wychodził kilka minut temu – odpowiedział mu Shawn i szatyn chyba już wiedział, gdzie powinien szukać młodszego. 

Wyszedł na podwórko przez kuchnię i od razu skierował swoje kroki do stodoły, właśnie tam spodziewając się znaleźć Harry’ego. Nie pomylił się, bo od razu usłyszał jego głos zza otwartych drzwi kurnika.

– Bądźcie grzeczne i nie sprawiajcie wujkom kłopotów – odezwał się Harry, całując łepek ostatniej pstrokatej kury i odkładając ją na grzędę, kiedy Louis oparł się o framugę drzwi, przyglądając mu się i uśmiechając lekko pod nosem. – Zwłaszcza ty, Pszeniczko. Nie możesz uciekać ciągle do ogrodu. Mam nadzieję, że poradzą sobie z wami przez te trzy tygodnie… No i ty, Merlin, ciebie też się to tyczy, zwłaszcza jeśli chodzi o dewastowanie rabat z kwiatami – dodał młodszy, odwracając się i kucając obok stojącego przy nim prosiaka. – Och, Louis… Długo tu stoisz? – zapytał, rumieniec się wściekle.

Inside these pages you just hold me. Chapter 2: OrientOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz