XLII - Emocje

112 17 6
                                    

Jak sie uda, to jutro machnę dwa <mam nadzieję>🤞🤞🤞







Louis miał rację, mieli dobre miejsca, chociaż i tu Harry mało co widział i zdecydowanie współczuł tym, którzy byli na samym końcu stadionu. Nie spodziewał się, że będzie tak ogromny, ale zrobił na nim wielkie wrażenie. Chyba jeszcze nigdy nie był w żadnym miejscu, które było tak okazałe. Chociaż gdyby się zastanowić. Był przecież w Koloseum i paru innych. Znalazłoby się ich trochę, mimo to nigdy nie był na żadnym nowoczesnym sportowym obiekcie, a to już była zupełnie inna kategoria. Rozglądał się zaciekawiony, kiedy już zajęli swoje miejsca. Może namówi Louisa, żeby przyjechali tutaj kiedyś na mecz? Tego też jeszcze nigdy nie widział, a chciałby, żeby wiedzieć, czy mu się spodoba. Co prawda nie był wielkim kibicem, jednak mniemał, że taki mecz na stadionie, to zupełnie inne przeżycie i chciałby spróbować. W końcu nie po to wyrwał się od swojej rodziny i miał tak wspaniałego towarzysza życia, który pchał go ciągle do przodu, bez niego nadal tkwiłby w tamtym domu i piekle, jakie fundował mu ojciec, bojąc się nawet wyściubić nosa za drzwi. Nie żałował, że poszedł wtedy do Louisa, prosząc o pracę, bo dzięki temu był teraz w tym miejscu, czekając na występ tak znanego zespołu. I wiedział, że był w stanie osiągnąć jeszcze więcej. Odruchowo zerknął na szatyna, uśmiechając się pod nosem. 

W końcu, chyba jakąś godzinę później, kiedy Harry już znudził się obserwowaniem ludzi, na scenę wszedł jakiś człowiek i zapowiedział zespół, a tłum zaczął wrzeszczeć. Chwilę później zaczęli pojawiać się Beatlesi i on aż wstał, żeby zobaczyć ich lepiej tak jak każda inna osoba na tym stadionie. Jeszcze nigdy nie słyszał takiego wrzasku. Sam by krzyczał, gdyby nie to, że się bał, jednak kiedy usłyszał krzyk obok siebie, spojrzał zaskoczony na szatyna.

– No dalej – ponaglił Louis, uśmiechając się i szturchając go w bok, po czym wydarł się wniebogłosy.

Może i on powinien spróbować?

Skupił się na wchodzących na scenę mężczyznach z instrumentami i wydał z siebie cichy krzyk, przez co przez chwilę miał zamiar zakopać się pod ziemię, ale absolutnie nikt nie zwrócił na niego uwagi, więc tym razem spróbował głośniej. To było chyba jego najdziwniejsze przeżycie dotychczas, ale i teraz nikt nawet na niego nie spojrzał. Każdy skupiał się na zespole, a na wpół omdlałe kobiety wokół niego krzyczały jeszcze głośniej, podskakując w miejscu, żeby lepiej zobaczyć, więc i on mógł tak robić. A nawet gdyby zrobił coś dziwnego, to co z tego? Nikt oprócz Louisa go tutaj nie zna.

Krzyknął jeszcze głośniej, kiedy popłynęły pierwsze dźwięki i po prostu czuł się jak we śnie, kiedy mężczyźni na scenie zaczęli śpiewać. I to był zdecydowanie najlepszy sen w jego życiu.

Ludzie śpiewali i krzyczeli i on także, ale na trzeciej piosence spojrzał na szatyna, znowu uśmiechając się szeroko, a właściwie jeszcze szerzej, bo uśmiech nie schodził mu z twarzy od dobrych paru minut.

– Tak? – zapytał Louis, nie wiedząc, o co chodzi młodszemu.

– Kocham cię – wyszeptał praktycznie bezgłośnie Harry, rumieniąc się lekko.

– Słucham? Za duży tu hałas – dodał tamten, nie mając pojęcia, co Harry do niego mówił.

– Nic ważnego – odpowiedział Harry, tym razem tak, żeby starszy go usłyszał, po czym znowu odwrócił się w kierunku sceny. Powinien się chyba uszczypnąć, żeby już naprawdę wiedział, że nie śni.







Niall czekał na nich, kiedy wrócili do mieszkania i Harry po prostu nie mógł się powstrzymać. Słowa same płynęły z jego ust, kiedy opowiadał, opowiadał i opowiadał, i był przekonany, że w życiu nie skończy. To były takie emocje, jakich nie czuł nigdy w życiu. Dobrze emocje, a takich przede wszystkim potrzebował. Nie powstrzymał się, nawet kiedy Louis zakrył mu usta dłonią.

– Spać – nakazał. – Jest po północy. 

– Daj mu spokój – zaśmiał się Liam, który też słuchał uważnie. Nie chodzili z Niallem ani Zaynem na takie wydarzenia, ale brzmiały ciekawie. Czasem wybierali się tylko na jakiś mecz.

– Niedoczekanie, jutro znowu będzie nieprzytomny, a mamy jeszcze coś do załatwienia.

– Co? – zapytał od razu młodszy.

– Kąpiel i spać – odpowiedział mu szatyn, odruchowo sięgając do jego loków. – Nie żartuję. Zaciągnę cię siłą, jeśli będę musiał.

Młodszy od razu zrobił naburmuszoną minę, jednak Louis nie dał się przekonać, więc po chwili ruszył do łazienki.

Dobrze znał to mieszkanie, w końcu mieszkał w nim dobrych kilka miesięcy i czuł się jak u siebie.

– A jeszcze jedno – odezwał się Louis, kiedy młodszy zniknął za drzwiami – jak z tym mieszkaniem?

– Nic ciekawego – odpowiedział Niall. – Ale przecież Harry…

– Niech się usamodzielni – przerwał mu szatyn. – To mu dobrze zrobi.

– Zawsze ma u nas miejsce – dodał Liam, na co Louis uśmiechnął się.

– Wiem i jestem wam za to wdzięczny, ale trzeba go pchnąć do przodu, poza tym będzie miał więcej nauki i nie będziecie mu zawracać głowy, a Niall pewnie chętnie będzie podrzucał mu obiady. 

– Jesteś okropny – odpowiedział blondyn, rozśmieszając Louisa, jednak wszyscy wiedział, że tak naprawdę to on miał więcej racji, Harry potrzebował pójść kolejny krok do przodu, a jeśli mu się nie uda, bo jeszcze nie będzie gotowy, to wróci do tej trójki. Oczywiście Louis twierdził, że jak najbardziej był już do tego przygotowany.

Porozmawiał jeszcze chwilę z przyjaciółmi, głównie dopinając jutrzejszy plan dnia, po czym sam poszedł się wykąpać, a kiedy wszedł do pokoju Harry’ego, jaki mu tu urządził blondyn, z chęcią położył się do łóżka. Dopiero zaczynał czuć, że był wykończony. Przytulił się tylko do chłopaka i chyba natychmiast zasnął.

Harry za to leżał z oszalałe bijącym sercem i absolutnie nie mógł spać. Te wszystkie emocje nadal w nim buzowały i po kolei rozpamiętywał każdą chwilę z koncertu. Leżał tak i leżał, wydawało mu się, że już dobre pół godziny, kiedy Louis chrapał już obok w najlepsze. Gładził tylko jego dłoń spoczywającą na jego brzuchu, nadal analizując każdy szczegół. Każdy krzyk, każdą piosenkę, skupiając się na każdej dziewczynie, która zemdlała w pobliżu, ale nie dziwił się im, sam był pewnie na granicy omdlenia. Te emocje…

Widział prawdziwych Beatlesów, śpiewał z tłumem ich piosenki…

Och, gdyby Elvis jeszcze koncertował, namówiłby Louisa na koncert, tylko tym razem to on kupiłby bilety.

Jeszcze rok temu nie miał ich wcale, a teraz po jego głowie krążyło tyle planów i marzeń. Jedne studia, teraz drugie, chciał jak Louis nauczyć się kilku języków, pojechać na mecz i jeśli się uda na jeszcze jeden koncert, kogoś innego tym razem. Chciał być kimś, może kiedyś profesorem albo znanym projektantem jak Niall. Oczywiście gdziekolwiek pojedzie, weźmie ze sobą wszystkie zwierzęta i Louisa, chociaż nie do końca miał ochotę ruszać się z dworku starej Addie. Ludzie byli tam okropni, ale sam dom kochał. To właśnie był jego prawdziwy dom. Gdyby mógł tak się przeprowadzić z nim całym i ogrodem, byłby wniebowzięty, ale może wcale nie będzie musiał się przeprowadzać i jego kariera kiedyś rozwinie się tak, jak ta Louisa, będzie potrzebował cichego miejsca, żeby tworzyć swoje dzieła, chociaż jeszcze nawet nie miał pojęcia, co to będzie. Prędzej czy później się przekona.

Ziewnął mocno i przez chwilę przyznał Louisowi rację, powinien spróbować zasnąć, ale czy w ogóle był w stanie?

Inside these pages you just hold me. Chapter 2: OrientOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz