VI - Szczeniaki

223 30 10
                                    

Już myślałam, że tego nie napiszę, przez ten durny wiatr... Co chwilę prądu nie ma 😑






Harry nie spał zbyt dobrze, zresztą koguty też w tym nie pomagały, piejąc zawzięcie, odkąd tylko słońce zaczęło pojawiać się na horyzoncie, dlatego wstał wcześnie i powypuszczał zwierzęta, nakarmił je i poszedł na mały spacer wokół domu, Kiedy wrócił, zdał sobie sprawę, że nigdzie nie widział jeszcze dzisiaj Mirabelki, chociaż Hector i Merlin towarzyszyli mu praktycznie na każdym kroku. Wszedł do stodoły, chcąc się za nią rozejrzeć. Nie było jej w żadnym widocznym miejscu i dopiero kiedy zajrzał za beczki, w których trzymali ziarno i resztę jedzenia, udało mu się ją znaleźć. Od razu ukucnął obok, chcąc ją pogłaskać, bo wyglądała naprawdę mizernie, ale zanim zdążył to zrobić, dostrzegł obok niej dwie małe poruszające się kluseczki.

– Ojej – odezwał się zaskoczony. Nie spodziewał się, że Mirabelka zaszyła się tutaj, żeby w spokoju urodzić szczeniaki. Może w innych okolicznościach pomyślałby o tym, ale ostatnio za dużo się działo. – Poczekaj tutaj – powiedział i wstał od razu, odganiając jednocześnie Hectora i Merlina, bo nie chciał, żeby jej przeszkadzali i jeszcze bardziej się denerwowała.

Oczywiście nie mieli zamiaru słuchać, więc tylko zastawił ją szybko jakimiś deskami i pognał na górę, wspinając się jak najszybciej po drabinie.

– Louis – powiedział, prawie rzucając się na kupę siana. – Louis, wstawaj.

Szturchnął szatyna, a ten jęknął przeciągle.

– Dopiero zasnąłem – odpowiedział, jednak naprawdę po całej nocy hałasów, do których nie przywykł, dopiero teraz udało mu się przysnąć, bo Harry wyprowadził zwierzęta.

– Nieważne, wstawaj – nakazał od razu Harry.

– Pali się? – zapytał szatyn, na co młodszy zaśmiał się cicho.

– Gorzej – odpowiedział. – Znaczy lepiej, ale sam zobaczysz, chodź szybko.

Louis jęknął po raz kolejny i niechętnie wykopał się z pościeli, po czym spojrzał na Harry’ego całkowicie nieprzytomny. Potrzebował kawy, a jeszcze bardziej potrzebował porządnie się przespać.

– Co się dzieje? – zapytał, a Harry wyszczerzył do niego zęby i wstał z siana, żeby zaraz zacząć schodzić po drabinie. Szatyn tylko westchnął i pokręcił głową, po czym ruszył za młodszym. – Możesz powiedzieć, gdzie się wybieramy? – odezwał się jeszcze, ale Harry już zmierzał w kierunku beczek.

Louis zszedł po drabinie, licząc, że przy okazji się nie połamie, bo naprawdę jeszcze się nie rozbudził, po czym dołączył do Harry’ego, który już klęczał za beczkami.

– Zobacz – odezwał się, wskazując Mirabelkę.

Tomlinson przez chwilę nie miał pojęcia, o co chodzi, jednak zaraz dostrzegł ruszające się obok niej małe biało-różowe i ruszające się coś, a obok niego kolejne i brązowe.

– Szczeniaki? – zapytał całkowicie zaskoczony. – Nie za wcześnie?

Harry wzruszył ramionami, szczerząc zęby ja szeroko i Louis sam z ciekawości uklęknął obok. 

– Urocze, prawda? – odezwał się Harry, a szatyn przytaknął odruchowo, biorąc jednego na ręce. – Ciekawe, ile jeszcze będzie – dodał młodszy, obserwując uważnie, jak kolejny właśnie pojawiał się na świecie i głaszcząc uspokajająco Mirabelkę. 

Nie spodziewali się, że dzień zacznie się właśnie tak, ale to był naprawdę dobry początek. I może właśnie o to chodziło, o nowy początek, w końcu odbudowa domu też taki stanowiła. 

Inside these pages you just hold me. Chapter 2: OrientOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz