XXIX - Kłopoty

134 19 3
                                    

– No to opowiadajcie, jak było – odezwał się Niall, kiedy całą piątką rozsiedli się w altance.

Tak, Niall, Liam i Zayn zrobili dla swoich przyjaciół uroczą altankę, a Niall naszył tam jeszcze tyle poduszek, że aż strach było liczyć. Znajdowała się przy nowym oczku i Harry uważał, że to wszystko wyglądało cudownie, i Louis właściwie musiał przyznać mu rację. Bał się pomysłów Nialla, w końcu od dawna znał swojego przyjaciela i wiedział, że czasami potrafił być nieobliczalny, jednak teraz był naprawdę pod wrażeniem. Urocza altanka, którą blondyn obsadził bluszczem i kwiatami, a którą zarówno on, jak i Harry, na pewno będą wykorzystywać do leniuchowania, zdecydowanie zastąpi im werandę, na której wcześniej przesiadywali. Już widział tutaj siebie albo Harry’ego rozciągniętych na poduszkach i czytających książki, albo wieczory, gdzie oboje będą przesiadywać tu do późna, rozmawiając i popijając wino. Był święcie przekonany, że Harry szybko nazwie to miejsce ich romantycznym zakątkiem, ale takie właśnie było. 

Uśmiechnął się, kiedy młodszy zaczął opowiadać o wszystkim. Był tak podekscytowany tą wycieczką, a teraz, kiedy wrócili, chyba przypominał mu się z niej każdy szczegół, ale niech opowiada, cieszył się, mógł go uszczęśliwiać, Właściwie to był teraz najważniejszy cel jego życia. Miał zamiar dać Harry’emu wszystko, czego nie zaznał w domu rodziców, tym bardziej że miał wystarczająco dużo pieniędzy, żeby móc go rozpieszczać.
Wieczorem dołączył do nich Shawn i znowu zrobili sobie małe ognisko, a kolejnego dnia niestety musieli pożegnać się ze wszystkimi, ale szatyn obiecał odwiedzić ich jak najszybciej, zwłaszcza że była kwestia mieszkania dla Harry’ego, które musieli pojechać obejrzeć, kiedy tylko blondyn znajdzie coś ciekawego. Oboje pokrzątali się jeszcze wokół domu, chociaż nie było tam zbyt wiele roboty, po czym Louis usiadł w ich nowej altance. Młodszego nie było nigdzie, ale podejrzewał, że niańczył zwierzęta, więc pewnie niedługo się zjawi, zwłaszcza że słońce chyliło się już powoli ku zachodowi i całe ich małe zoo zbierało się do spania. Siedział tak, rozkoszując się przyjemnym ciepłem i możliwe nawet, że zdrzemnął się na chwilę albo zmyślił tak bardzo, bo z transu wyrwał go Harry, który przyszedł do niego z dwoma kubkami.

– Kakao – powiedział, podając jeden szatynowi.

Louis odebrał go i poprawił się trochę, żeby młodszy mógł usiąść obok niego, od razu przylegając do Tomlinsona bokiem i wciągając nogi na siedzenie.

– Chyba nie mam ochoty wracać do Nowego Jorku – oznajmił, a szatyn zerknął na niego krótko.

– Dlaczego?

– Lubię to miejsce, a teraz Niall uczynił je jeszcze piękniejszym, mógłbym nawet rzucić studia, żeby siedzieć tutaj wieczorami i nie martwić się niczym – odpowiedział Harry i starszy uśmiechnął się lekko. Z jednej strony go rozumiał, a z drugiej…

– Nawet o tym nie myśl – powiedział. – Pozwolę ci tutaj przesiadywać, jak zostaniesz profesorem.

Harry szturchnął go lekko.

– Jesteś okropny – oznajmił, przez co Tomlinson zaśmiał się krótko i pocałował młodszego w czoło, a Harry ułożył głowę na jego ramieniu. 

Było tak przyjemnie, tak spokojnie, że mógłby trwać w takim zawieszeniu już do końca świata. 





Kolejny dzień również zaczęli od tego miejsca. Byli nim zachwyceni i jeszcze długo po śniadaniu siedzieli tam, rozkoszując się przyjemnym ciepłem poranka.

– Może wybierzemy się wieczorem nad jeziorko? – zaproponował szatyn. – Pomogę ci z dżemem, żebyśmy mieli na to więcej czasu.

Harry od razu pokiwał głową.

Inside these pages you just hold me. Chapter 2: OrientOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz