XXXIX - Przeszłość

155 16 8
                                    

Zostało jakieś dziesięć rozdziałów do końca, tak przynajmniej wynika z moich obliczeń i mam nadzieję, że do świąt się z tm wyrobię :D






Harry starał się nawiązać rozmowę kilkakrotnie, jednak za każdym razem Louis tylko bąknął coś pod nosem, więc w końcu z tego zrezygnował i resztę drogi spędzili w milczeniu. Młodszy chciał go zająć, żeby odciągnąć jego myśli, ale szatyn chyba nie chciał za bardzo dać sobie pomóc. Im bardziej oddalali się od domu, tym większy strach malował się na jego twarzy i kiedy już całkowicie pozieleniał, Harry był przekonany, że to gdzieś tutaj. Nie zwrócił uwagi na nazwę miejscowości, ale po minie Louisa był przekonany, że dotarli do celu. Samochód zwolnił i teraz Tomlinson rozglądał się dyskretnie po mijanych budynkach.

– To tutaj, prawda? – zapytał cicho Harry, ryzykując odezwaniem się.

Szatyn milczał przez chwilę, skupiając się na drodze, jednak w końcu postanowił odpowiedzieć.

– Tak – potwierdził. – Tylko nie wiem, gdzie dokładnie...

Był tutaj tak dawno, że nawet nie miał pojęcia, czy jego rodzina nadal tutaj mieszkała, ale gdyby ich nie było... No cóż, nie pogardziłby taką sytuacją.

– Może powinniśmy kogoś zapytać? – zaproponował młodszy, chociaż nadal trochę bał się odzywać. Wiedział, że Louis nie wścieknie się na niego, ale wyglądał jak struty i jakoś nie miał ochoty przypominać mu, po co tutaj są, chociaż i bez tego szatyn był tego boleśnie świadomy.

Louis tylko pokręcił głową i jechał dalej, wiec Harry postanowił się już więcej nie odzywać. Obserwował tylko szatyna kątem oka, a przynajmniej do czasu, aż samochód zatrzymał się, wtedy od razu rozejrzał się dookoła. Chciał zapytać, czy to tutaj, jednak szatyn odezwał się szybciej.

– Jesteśmy na miejscu, jeśli się nie mylę – oznajmił i było coś w jego głosie, przez co Harry od razu złapał jego dłoń w swoją.

– Wiesz, że nie musisz... – zaczął, ale szatyn pokręcił głową.

– Chodźmy – powiedział i wysiadł.

Młodszy również wyszedł z auta, przez cały czas uważnie obserwując szatyna, który stał przez chwilę na drodze, prawdopodobnie bijąc się z myślami, aż w końcu ruszył chodnikiem wzdłuż dobrze utrzymanego trawnika w stronę drzwi. Uliczka wyglądała jak każda inna, skromne, jednak eleganckie domy z idealnie utrzymanymi trawnikami przed nimi, przy co którejś posesji stał na podjeździe jakiś samochód, gdzieniegdzie rosło drzewo, ale nic nie wyróżniało tej ulicy na tle pozostałych. W końcu Harry nieśmiało podreptał za Louisem i oboje stanęli przed drzwiami. Oczywiście młodszy wolał w tej sytuacji trzymać się trochę z tyłu, jednak na tyle blisko, żeby Louis czuł jego obecność i wsparcie. Nie dziwił się, że Tomlinson zawahał się po raz kolejny, jednak w końcu odważył się zapukać cicho i Harry aż wstrzymał oddech. Właściwie Louis również.

Stali tak przez dłuższą chwilę, jednak nic się nie wydarzyło i Louis miał zamiar odwrócić się i odejść, w końcu nie będzie miał sobie nic do zarzucenia, był tutaj, spróbował, ale zanim zdążył, drzwi przed nim otworzyły się.

– Tak? – zapytała kobieta.

Harry określiłby ją jako elegancką, jej włosy były idealnie ułożone, sukienka wyprasowana tak, że nie znalazłby na niej ani jednej zmarszczki, a w jednej ręce trzymała kuchenny ręcznik, jakby oderwali ją od gotowania obiadu i może właśnie tak było. Patrzyła na nich uważnie, a wyraz jej twarzy był zupełnie inny niż wyraz twarzy jego matki. Ta kobieta była miła, wiedział to. Zerknął na Louisa, który wpatrywał się w nią jeszcze bledszy niż przed chwilą, nie umiejąc wydusić z siebie słowa, co tylko utwierdziło młodszego w przekonaniu, że trafili pod odpowiedni adres. Milczenie między nimi przeciągało się dziwnie, aż w końcu to ona je przerwała.

Inside these pages you just hold me. Chapter 2: OrientOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz