No to wracamy do domciu 😊
Spędzili w Koryncie jeszcze dwa dni, korzystając z uroków plaż i podziwiając zachody słońca, po czym pojechali do Aten. Zwiedzili tam te wszystkie ważne miejsca, które tylko utwierdzały Harry’ego, że archeologia była dobrym wyborem, jednak kiedy Louis kupił bilety na samolot do Paryża, młodszy czuł dziwne podniecenie. Wracali do domu. Te wszystkie piękne miejsca, które zobaczyli… Cóż, były naprawdę cudowne, jednak dom to zawsze dom. Harry wiedział, że będzie wspominał je pewnie do końca życia, ale to właśnie w dworku starej Addie czuł się najlepiej, to właśnie tam było jego miejsce na ziemi i wiedział, że Louis czuł dokładnie to samo.
O dziwo nie było jakichś większych problemów z przewozem kurczaków i Harry trochę odetchnął z ulgą, chociaż gdzieś w środku zastanawiał się też czy to nie dlatego, że tutaj nie pokonywali aż takiej odległości. Louis oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie postanowił tego sprawdzić i jeszcze zanim opuścili Ateny, zadzwonił na lotnisko w Paryżu. Po kilku minutach rozmowy, z której Harry nie rozumiał absolutnie nic, oznajmił, że jeśli jego francuski go nie zawiódł, to wyglądało na to, że kurczaki mogły podróżować samolotami, a to zdecydowanie uspokoiło młodszego. Oczywiście wiedział, że będzie się stresował do czasu, aż nie wsiądą do tego samolotu, ale i tak było mu już trochę lżej na duchu.
Zrobił mały obchód po ich apartamencie, sprawdzając, czy aby nie zapomniał o czymś, ale wyglądało na to, że spakował wszystko. Byli obładowani pamiątkami, co skutkowało dwoma dodatkowymi walizkami, bo któryś z nich naprawdę wpadł na pomysł przywiezienia ze sobą dywanów, o kurach nie wspominając, więc pewnie wyglądali trochę śmiesznie. Na szczęście znali się już na tyle dobrze, że sporo ograniczyli ilość rzeczy, lecąc w tę stronę i właśnie dlatego teraz byli w stanie, jakimś cudem, zmieścić się w limicie. Oczywiście Harry na samą myśl o locie budził się co chwilę. Nie przepadał za tym i podejrzewał, że nigdy nie będzie w stanie się do tego przyzwyczaić, a Louis dość wcześnie wyrzucił go z łóżka, żeby zjadł śniadanie, po czym jeszcze raz dokładnie przeszli apartament sprawdzając, czy aby na pewno nie przeoczyli niczego i udali się na lotnisko.
– Gotowy? – zapytał w końcu szatyn, widząc, jak Harry z każdą minutą blednie coraz bardziej, mimo że nie wsiedli jeszcze do samolotu.
– Nigdy się do tego nie przyzwyczaję. Za każdym razem mam wrażenie, że spadnie – odpowiedział Harry.
– Nie spadnie – powiedział Louis. – Samoloty nie spadają tak o, wiesz o tym, tym bardziej nie spadają tylko dlatego, że my w nim będziemy. Zobaczysz, że zanim się obejrzysz, będziemy w Paryżu, a potem Nowym Jorku, a po nim już tylko dom. Szczerze mówiąc, boję się, co możemy tam zastać.
Harry zaśmiał się od razu.
– Myślę, że zdecydowanie nie doceniasz ich możliwości.
Szatyn uśmiechnął się lekko.
– Nie twierdzę, że sobie nie poradzą, po prostu wyobraźnia Nialla nie zna granic.
– Na pewno nie zrobi niczego, co by się nam nie spodobało – powiedział Harry, na co Tomlinson roześmiał się bardziej.
– Tak, włącznie z małym zoo – potwierdził.
– Już mamy małe zoo, gorzej być nie może – odpowiedział młodszy i właściwie ta krótka rozmowa trochę go rozluźniła.
– Chodź, wsiadamy – oznajmił Louis, widząc, że przyszła już na nich pora, a młodszy wziął jeszcze jeden uspokajający oddech, po czym razem z szatynem ruszył do samolotu.
![](https://img.wattpad.com/cover/298973806-288-k680396.jpg)
CZYTASZ
Inside these pages you just hold me. Chapter 2: Orient
Fanfiction[[ Inside these pages you just hold me - część 2 ]] Louis nie spodziewał się, że wyprowadzka na wieś tak zmieni jego życie, tymczasem mieszkał w dworku starej Addie już od roku. Najczęściej towarzyszyły mu tam zwierzęta, z Merlinem nieodstępującym...