Ciągle pada... 🌧☔
Niestety Rzym nie przyjął i dobrze, bo już pierwszego ranka obudziły ich grzmoty i deszcz uderzający o szybę. Oczywiście przez to Harry jeszcze bardziej zakopał się w łóżku, a Louis automatycznie przytulił go, starając uspokoić. Harry ze wszystkiego na świecie najbardziej bał się i nienawidził właśnie burz, a ta, jak się wkrótce okazało, chyba nie miała zamiaru tak szybko ustąpić.
– Nie zapowiada się zbyt dobrze – odezwał się w którymś momencie szatyn, patrząc przy okazji w okno, kiedy zostawił Harry’ego, żeby pójść do toalety. – Wygląda, jakby chciało padać cały dzień.
Młodszy wyłonił się na chwilę spod kołdry, patrząc uważnie na szatyna, po czym jęknął demonstracyjnie i znowu zakrył głowę.
– Niech to już się skończy – powiedział.
Louis wszedł do łóżka i zanurkował pod spód, żeby przytulić się do Harry’ego.
– Wiesz, tak myślę, może wyskoczyłbym na chwilę, przyniósł sobie trochę książek i popracował dzisiaj tutaj.
Młodszy zastanowił się przez chwilę. Właściwie…
– Zjemy śniadanie, myślę, że do tego czasu burza przejdzie – dodał jeszcze Tomlinson.
– Dobrze – potwierdził Harry.
– Przy okazji poćwiczysz swój włoski – zaśmiał się Louis, łaskocząc lekko bruneta.
– Nie ma szans – odpowiedział Harry, zwijając się lekko, żeby uciec od natrętnych palców szatyna. – Znam w tym języku tylko kilka słów.
– Mniemam jednak, że więcej niż kilka, dlatego trochę mi pomożesz. Poza tym to dobra okazja, żeby się czegoś nauczyć, a teraz zamówię coś do jedzenia – oznajmił Louis, jeszcze raz łaskocząc chłopaka, na co ten zachichotał cicho.
I Tomlinson właśnie tak zrobił, zamówił im śniadanie, po czym sam pojechał do miejscowej biblioteki i wybrał kilka interesujących go dzieł, z którymi wrócił do hotelu, chociaż tak naprawdę wcale nie było ich kilka. I może w innej sytuacji nie miałby nawet ochoty się tym wszystkim zajmować, ale pogoda na dworze ciągle sprzyjała przesiadywaniu w hotelowym pokoju. Na szczęście burza ustała i Harry wyłonił się z łóżka, żeby w piżamie usiąść na podłodze i samemu sięgnąć po książki.
– Szukamy obelisku, tak? – upewnił się jeszcze.
– Tak – potwierdził szatyn – i wszystkiego, co w nim powiązane.
Młodszy pokiwał głową i otworzył pierwszą z książek. Jego włoski był beznadziejny, ale jeszcze słowo "obelisk” potrafił znaleźć.
Pracowali do wieczora, robiąc sobie tylko małe przerwy na jedzenie, wyjście do toalety czy karmienie kurczaków, które nawet trochę czasu spędziły na balkonie, oddychając świeżym powietrzem, ale ostatecznie Louis był zadowolony. Wyglądało na to, że są na naprawdę dobrej drodze i będzie mógł spokojnie ruszyć dalej ze swoją powieścią. Ten obelisk nie tylko miał wystarczająco dobre powiązanie z tym, co już napisał, ale też prowadził ich dalej i szatyn jak najbardziej mógł wyciągnąć z tego jakieś wskazówki dla Jonathana Westa. Swoją drogą, kiedy tak pracował w ciszy, nasunęła mu się mała myśl czy może nie skończyć wreszcie z przygodami samego Jonathana. Owszem, lubił swojego bohatera, czy też syna, jak czasem go nazywał, jednak czuł, że mógł nadejść odpowiedni moment na kolejne dziecko.
Ta myśl wróciła do niego, kiedy wieczorem siedzieli z Harrym na podłodze, młodszy nadal w piżamie, wtuleni w siebie, oglądając jakiś włoski film, bo oczywiście zmuszał młodszego do nauki tego języka, a przecież wiadomo, że zawsze najlepiej robić to u źródła. Zastanawiał się nad tym przez kilka dobrych minut, po czym doszedł do wniosku, że największym problemem jest to, że nie ma pomysłu na ewentualnego nowego bohatera. Jonathanowi opracował już cały świat, wiedział, że jest poszukiwaczem skarbów, a tutaj? Kim miałby być ten nowy ktoś? Miałby napisać kolejną przygodową książkę? Nie chciał, bo byłoby to praktycznie to samo. W takim razie co innego? Kryminał? Romans? Jakoś też nie czuł się w tym wystarczająco komfortowo.
– Harry – zaczął, bo najlepszym rozwiązaniem wydawało mu się porozmawianie teraz o tym z chłopakiem.
– Tak? – zapytał młodszy, zerkając na niego przez chwilę, po czym wrócił do filmu.
– Tak sobie myślę…
Harry znowu oderwał wzrok od ekranu i tym razem dłużej zatrzymał go na Louisie, czekając na to, co ten chce mu powiedzieć, szatyn jednak milczał, więc młodszy zrobił jeszcze bardziej wyczekująco-pytającą minę i po dłuższej chwili, poprzedzonej ciężkim westchnieniem starszego, otrzymał odpowiedź.
– Zastanawiałem się, a raczej naszła mnie taka myśl, że może mógłbym skończyć wreszcie z przygodami Jonathana Westa, mają wystarczająco dużo tomów.
– Chcesz przestać pisać? – zapytał Harry lekko zdezorientowany.
– Nie – odpowiedział Louis. – Lubię to robić, jednak czuję, że kończą mi się już pomysły na Jonathana. Miałbym może jeszcze jeden, ze Skandynawią w tle, jakoś chodzi mi od pewnego czasu po głowie, jednak nie wiem co dalej. Dzisiaj naszła mnie myśl, żeby stworzyć coś nowego.
– Kolejnego Jonathana? – dopytał Harry, na co szatyn pokręcił głową.
– Nie, coś świeżego, innego. Problem w tym, że romanse chybaby mnie zabiły, a kryminały…
– Jeśli mam być szczery, to myślę, że z kryminałem bez problemu byś sobie poradził – odpowiedział młodszy. – Poza tym, to wcale nie musi być typowy kryminał z morderstwami co stronę, jesteś dobry w wymyślaniu zagadek, mógłbyś zostać nową Agathą Christie albo Arthurem Conan Doylem.
Louis zastanowił się przez chwilę.
– Mam napisać coś detektywistycznego lub szpiegowskiego? – zapytał, nie będąc do końca przekonany, jednak słowa młodszego wzbudziły w nim jakieś poczucie, że to może byłby właściwy kierunek.
Harry od razu pokiwał głową.
– Możesz spróbować, przecież nikt nie każe ci tego wydawać.
Szatyn zaśmiał się krótko, po czym pocałował młodszego w czoło.
– Co ja bym bez ciebie zrobił – stwierdził.
– Umarłbyś z głodu już rok temu – odpowiedział Harry. – A tak poważnie, zastanów się nad tym, jesteś naprawdę dobry w wymyślaniu zagadek, więc może coś ci przyjdzie do głowy.
– Zastanowię się – powiedział Louis. – W teraz wracajmy do filmu.
Tak naprawdę miał ochotę zacząć zastanawiać się nad tym już teraz. Naprawdę czuł, że młodszy wskazał mu dobry kierunek i kiedy wróci do domu, miał zamiar przypomnieć sobie kilka powieści Christie i Doyle’a, żeby zobaczyć, jak są skonstruowane. Czytał je dawno, więc nie pamiętał dokładnie, ale myśl, żeby stworzyć jakieś połączenie Sherlocka Holmesa z Herkulesem Piorot, podobała mu się coraz bardziej i może niepotrzebnie już teraz się ekscytował, jednak czuł, że był w stanie to zrobić, napisać tę inną powieść i jednocześnie, tak jakby, rozpocząć nowy etap w swojej pisarskiej karierze. Poza tym miał przecież wsparcie Harry’ego i przyjaciół, i tak jak to ujął młodszy, wcale nie musi tego wydawać. Napisze coś, po czym pokaże Stylesowi, a potem reszcie, jeśli im się spodoba, przedstawi to swojemu wydawcy.
Tak, to był naprawdę dobry plan. Uwielbiał pisać o Jonathanie, ale chyba powoli już się wypalał. Wiedział, że oprócz tej jest w stanie wydać może jeszcze jedną, góra dwie książki, a potem już nic. Poza tym Jonathan miał już dla siebie tyle tomów, że chyba najwyższa pora, żeby ustąpił miejsca komuś innemu. Wyglądało na to, że w końcu przyszedł czas na zmiany. Właściwie ten proces rozpoczął się już rok temu, nowy dom, nowe środowisko, potem Harry, jednak Louis absolutnie nie przypuszczał, że to zacznie dotyczyć nawet tej sfery jego życia, dotychczas najbardziej komfortowej, której nie lubił opuszczać, ale chyba w końcu i do tego dorósł. Poza tym czekała go jeszcze jedna zmiana, obiecał ją Harry’emu i w końcu musiał to zrobić, przełamać się i zobaczyć, co z tego wyjdzie, ale nad tym jeszcze nie chciał się zastanawiać, a raczej w ogóle nie chciał, wolał działać spontanicznie niż nastawiać na coś, co potem może okazać się zupełnie inną rzeczywistością.
![](https://img.wattpad.com/cover/298973806-288-k680396.jpg)
CZYTASZ
Inside these pages you just hold me. Chapter 2: Orient
Fanfictie[[ Inside these pages you just hold me - część 2 ]] Louis nie spodziewał się, że wyprowadzka na wieś tak zmieni jego życie, tymczasem mieszkał w dworku starej Addie już od roku. Najczęściej towarzyszyły mu tam zwierzęta, z Merlinem nieodstępującym...