Spóźniony, ale jest 😁
Spędzili cały dzień w Kairze, zwiedzając miasto, jednak w końcu nadszedł ten czas, kiedy musieli ruszyć dalej i Harry absolutnie nie miał przed tym żadnych oporów, bo przecież mieli teraz ruszać do Karnaku, świątyni, która chyba przyciągała go bardziej niż piramidy. Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że czekała ich cała noc spędzona w pociągu, czego Harry nie przyjmował z entuzjazmem. Zjedli kolację w przedziale restauracyjnym razem ze wszystkimi, a potem zamknęli się w swoim. Ich przewodnik poszedł odpocząć, Louis zajął się pisaniem, a Harry znudzony ułożył się na łóżku, mając zamiar czytać, bo było zbyt ciemno, żeby patrzeć w okno i podziwiać mijany krajobraz.
Spędził tak kilka godzin, przekręcając się na boki, na plecy czy na brzuch, aż w końcu, leżąc na wznak, odłożył książkę na swoim brzuchu i zaczął bezmyślnie patrzeć w sufit. Minęło mu tak kolejnych parę minut, po czym uniósł dłoń i gapienie się w sufit, zastąpił gapieniem się na złoty sygnet, który szatyn sprawił mu na Chan al-Chalili i który nie bez oporów w końcu wziął. Louis uparcie tłumaczył mu, że to nic zobowiązującego, a pierścień wcale nie jest tak drogi, na jaki wygląda, do tego będzie ciekawą pamiątką, którą zawsze będzie mógł mieć przy sobie i w końcu Harry ustąpił.
Westchnął ciężko, nie mając pojęcia, że starszy obserwuje go już od kilku minut. Przez ten cały ciągły stukot nie zauważył, że maszyna do pisania umilkła.
– Coś z nim nie tak? – zapytał Louis i Harry aż podskoczył, wyrwany z zamyślenia.
– Nie, oczywiście, że nie – odpowiedział. – Tak się tylko przyglądam.
Louis praktycznie od razu ściągnął okulary i odłożył je, po czym potarł oczy i wstał, żeby zaraz usiąść obok Harry’ego.
– Chyba nie chcesz znowu marudzić, że jest zbyt drogi? Nie jest, poza tym to naprawdę urocza pamiątka, wiesz o tym.
Harry uśmiechnął się lekko.
– Tak, coś już słyszałem na ten temat, podobnie jak na ten, że kupiłbyś mi wszystkie skarby świata.
Szatyn uśmiechnął się od razu.
– No więc właśnie – odpowiedział. – Poza tym taki pierścionek naprawdę do ciebie pasuje, powinieneś nosić ich o wiele więcej.
– Czy ja wiem – odezwał się znowu Harry, zastanawiając się nad tym przez chwilę. Podobał mu się i może Louis miał w tym trochę racji? Nigdy nie miał okazji tego sprawdzić, jego rodzice w życiu nie kupiliby mu takich świecidełek.
– Kupiłbym ci ich nawet ze sto, bylebyś tylko je nosił.
Harry zaśmiał się od razu.
– Nie mam nawet tylu palców – przypomniał, ale Louis nie miał zamiaru mu odpowiadać, jedynie cmoknął go w nos.
– Która godzina? – zapytał.
– Nie mam pojęcia, odpowiedział młodszy, ale możemy się już położyć i tak nie wyśpimy się za dobrze przy tym hałasie.
Szatyn przytaknął od razu. Pewnie trochę minie, zanim w ogóle uda im się tu zasnąć i zapewne nie raz obudzą się w nocy, jednak nie mieli nic więcej do roboty, a w Karnaku i tak będą dopiero rano. Przebrali się więc i Louis jakoś wcisnął się na łóżko obok Harry’ego. Było małe i niewygodne, jednak wolał to, niż spanie samemu, już wystarczająco naspał się sam, kiedy Harry był na studiach, więc korzystał, póki miał okazję przed rozpoczęciem kolejnego roku akademickiego. Jakoś udało im się ułożyć w miarę wygodnie, po czym Harry zamknął oczy, starał się zasnąć, ale był sceptycznie nastawiony, co do tego, że mu się to uda.
Obudzili się rano całkowicie zaskoczeni tym, że przespali spokojnie całą noc i Louis uparcie twierdził, że mogło to mieć związek z tym, że jeszcze nie przestawili się na tę strefę czasową i właściwie mógł mieć rację. Niechętnie ubrali się i poszli na śniadanie, gdzie nie było jeszcze praktycznie nikogo, co Harry przyjął z ogromną ulgą, bo nadal nie czuł się wystarczająco swobodnie w tłumie ludzi. Uważał, że nie jest jeszcze wystarczająco obyty i w każdej chwili może popełnić jakieś głupstwo, którego potem będzie się wstydził, a co, jak mówił Louis, było tylko wymysłem jego wyobraźni. Po tym wrócili do swojego przedziału, gdzie Harry od razu przykleił się do okna. Do Karnaku mieli jeszcze spory kawałek.
– Co związanego z tym miejscem planujesz umieścić w książce? – zapytał w pewnym momencie młodszy.
– Nic wielkiego – odpowiedział szatyn, siadając obok Harry’ego i również wpatrując się w widok za oknem. – Chciałem skupić się na obeliskach.
– Obeliski – powiedział Harry, zastanawiając się nad tym pomysłem. – Brzmi ciekawie… Jak będziesz chciał to rozwinąć?
– Z tego co wiem, jeden z nich wywieziono do Stambułu, drugi do Rzymu, więc to idealnie pasuje do mojej historii.
– A potem? – dopytał młodszy.
– Potem zobaczymy – zaśmiał się szatyn.
Resztę podróży spędzili już głównie na podziwianiu widoków, ale Harry był tym bardziej podekscytowany, im bliżej swojego celu byli, a kiedy dotarli na miejsce, jedynie zameldowali się w hotelu, po czym praktycznie od razu ruszyli, żeby obejrzeć ten słynny kompleks świątyń. Oczywiście przed przyjazdem Louis wykonał kilka telefonów, przez co na miejscu miał czekać na nich jakiś historyk z wiedzą, która była potrzebna szatynowi.
Harry odruchowo sprawdził, czy aby na pewno przypadkiem nie zgubił wiszącego na szyi aparatu, jednak ten nadal był na swoim miejscu gotowy do użycia.– To chyba tutaj – powiedział w pewnym momencie szatyn. Był tu tylko raz, kilka lat temu i nie do końca pamiętał. – Tak, to na pewno tu – dodał po chwili, a kiedy podeszli bliżej i szatyn zagadnął pierwszego napotkanego człowieka. – Marhaba – odezwał się w swoim łamanym arabskim.
– Zapewne pan Mole – odpowiedział mężczyzna po angielsku, przez co Louis odetchnął z ulgą, po arabsku znał tylko "dzień dobry", "do widzenia" i kilka innych słów.
– Tak – potwierdził, wyciągając rękę do mężczyzny. – Pan Flanagan jak mniemam?
– Tak – potwierdził tamten i uścisnął Tomlinsonowi dłoń.
– Mój asystent, Harry i Jaffer, nasz tłumacz – przedstawił jeszcze szatyn.
Flanagan przywitał się i z nimi, po czym zaprosił ich gestem, zaczynając prowadzić z Louisem rozmowę na temat tego, czego chciałby się dowiedzieć. Oczywiście Harry chciwie chwytał każde słowo. Miał zamiar dowiedzieć się o tej świątyni jak najwięcej, zresztą podobnie jak o wszystkich innych rzeczach, które zwiedzali albo będą mieli zwiedzać.
– Och – odezwał się. – Niesamowite.
Od razu podniósł aparat, żeby zrobić zdjęcie ustawionym w rzędzie posągom.
– Aleja Sfinksów – odezwał się Flanagan i Harry był przekonany, że to wszystko było tutaj jeszcze lepsze, niż czytał o tym w przewodniku, który dał mu Louis. – Aleja procesyjna nazywana Ścieżką Bogów, prowadzi do świątyni Amona-Re, a z jej drugiej strony mamy Świątynię Narodzin. Sama Aleja ma około trzech kilometrów i szacujemy ją na około trzy tysiące lat. Odkrywamy kolejne posągi, ponieważ prace wykopaliskowe ciągle są prowadzone, a tutaj mamy czterdzieści sfinksów o głowach barana, było to święte zwierzę Amona. Zwróćcie uwagę, że pomiędzy łapami każdego sfinksa znajduje się posąg faraona.
Harry od razu odruchowo podszedł bliżej, żeby to sprawdzić i faktycznie przy każdym sfinksie stał mały kamienny człowieczek, któremu on po prostu musiał zrobić zdjęcie.
Tak naprawdę nie wiedział, w którą stronę miał patrzeć, zwłaszcza kiedy zagłębiali się coraz bardziej. Te wszystkie hieroglify, płaskorzeźby umieszczone w każdym możliwym miejscu fascynowały go i zdecydowanie musiał dowiedzieć się jak najwięcej o Egipcjanach. Louis już opowiedział mu kilka ciekawostek, jednak to było zbyt mało, chciał wiedzieć o nich wszystko, zwłaszcza że w najśmielszych snach nie marzył o tym, żeby zobaczyć ich dzieła na własne oczy.
![](https://img.wattpad.com/cover/298973806-288-k680396.jpg)
CZYTASZ
Inside these pages you just hold me. Chapter 2: Orient
Fanfic[[ Inside these pages you just hold me - część 2 ]] Louis nie spodziewał się, że wyprowadzka na wieś tak zmieni jego życie, tymczasem mieszkał w dworku starej Addie już od roku. Najczęściej towarzyszyły mu tam zwierzęta, z Merlinem nieodstępującym...