Prolog

539 48 16
                                    

Louis trochę wcześniej pozamykał dzisiaj zwierzęta, ale miał ważną rzecz do zrobienia, musiał odebrać Harry'ego ze stacji. Miał do niej kawałek drogi, ale stąd praktycznie wszędzie było daleko, mimo wszystko mieszkał tutaj już ponad rok i kochał to miejsce. Nie zamieniłby dworku starej Addie na żaden inny, chociaż czasami tęsknił za Harrym i samotność mu doskwierała, jednak wiedział, że wykształcenie jest dla młodszego o wiele ważniejsze niż jego smutki. Ale teraz Harry wracał na dłużej i Louis niesamowicie się z tego cieszył. Może młodszy odwiedzał go w ciągu roku, jednak dla niego nigdy nie było to wystarczające, uzależnił się od Harry'ego i już miał plan na miłe wspólne spędzanie wakacji.

Upewnił się, że zamknął dom i wsiadł w samochód, żeby pojechać do miasteczka. Harry znalazł dobre połączenie z Nowego Jorku, upierając się, że nikt nie będzie go ciągle woził i chociaż Louis zawsze strasznie się o niego bał, to przez ten rok brunet bardzo się zmienił, wydoroślał, nabrał pewności siebie i szatyn był niego naprawdę dumny. Drogę do miasteczka pokonał w niecałą godzinę, ale kiedy dotarł na miejsce, jedynie usiadł na ławce, sprawdzając uprzednio peron. Pociąg Harry'ego jeszcze nie nadjechał, był przed czasem. Siedział tak, obserwując ludzi i co chwilę zerkając na zegarek na nadgarstku, jednak minuty płynęły leniwie. Zbyt leniwie. Tym bardziej zaczął się niepokoić, kiedy pociąg się spóźniał. I może była to tylko minuta, potem dwie i trzy, ale przez to w głowie Louisa zaczęły pojawiać się wszystkie czarne scenariusze. Na szczęście w czwartej minucie opóźnienia usłyszał charakterystyczny gwizd a zaraz potem stukot nadjeżdżającej maszyny. Od razu wstał z miejsca i ruszając wzdłuż torów, zaczął wyglądać Harry'ego. Pociąg zatrzymał się i Louis również to zrobił, a kiedy tylko drzwi jednego z przedziałów się otworzyły, ruszył w tamtym kierunku. Nie wysiadało tutaj wielu ludzi, zwłaszcza o tej porze. Nie pomylił się i szybko zobaczył znajome loki walczącego z walizkami chłopaka. Podszedł do niego i pomógł mu. 

– Ile ty tego nabrałeś? – zapytał, widząc, że Harry sięga po kolejne. 

– Kupiłem trochę ubrań, dla ciebie również – odpowiedział młodszy.

Szatyn pokręcił głową, zabierając dwie z czterech walizek, które miał przy sobie Harry. Chciałby móc przywitać się z nim, ale nie mógł tego zrobić, aż nie będą w domu. Mógł mieć tylko nadzieję, że kiedyś doczekają lepszych czasów. Zaprowadził go do auta i po zapakowaniu wszystkiego przez prawie godzinę słuchał paplania Harry'ego o tym, co działo się ostatnio, jednak kiedy dotarli na miejsce, zagrodził, młodszemu drzwi. 

– Indeks, młody człowieku – zaśmiał się, wyciągając rękę. 

Harry od razu przewrócił oczami, ale wyciągnął go z wewnętrznej kieszeni swojej marynarki. Przygotował go, bo Louis już dawno groził mu, że nie wpuści go do domu ze złymi ocenami. 

Szatyn wziął go i wszedł do środka, po czym zapalił światło i przejrzał pobieżnie. Mógł być naprawdę dumny z tego chłopaka. Odstawili walizki przy drzwiach, ale kiedy tylko zamknęli je za sobą Louis porwał Stylesa w ramiona. Harry zaśmiał się od razu, ujmując w dłonie twarz starszego. 

– Ja również za tobą tęskniłem – powiedział, łącząc ich usta. 









No nie mogłam już dłużej wytrzymać 🙈🙈🙈 witam w drugiej części

Inside these pages you just hold me. Chapter 2: OrientOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz