Egipt... Normalnie moje klimaty... Spędzam więcej czasu na czytaniu ciekawostek niepotrzebnych do rozdziału niż na pisaniu 😅
Harry'ego obudziło ciche skrobanie, przez chwilę leżał jeszcze, próbując ponownie zasnąć, po czym jęknął zrezygnowany i przekulał się na drugi bok, szukając źródła hałasu. Od razu trafił na Louisa opierającego się o zagłówek i piszącego coś na kolanach. Zmarszczył brwi, bo jeszcze do końca nie docierała do niego cała sytuacja.
– Dzień dobry – usłyszał zaraz. – Nie chciałem cię budzić. Wyspałeś się?
– Powiedzmy – odpowiedział młodszy, nadal przyglądając się szatynowi i będąc jeszcze zbyt nieprzytomnym, żeby w ogóle myśleć. Szczerze powiedziawszy, chętnie pospałby jeszcze, jednak był pewien, że teraz już nie było na to szans. – Co robisz? – dodał po chwili.
– Pracuję nad rozdziałem – powiedział Louis, zapisując kolejne wyrazy, żeby tylko nie wyleciały mu z głowy.
Harry jeszcze przez chwilę przetwarzał usłyszane słowa, po czym uniósł się i usiadł na łóżku, przeciągnął mocno, a następnie przysunął bliżej Louisa, zaglądając w kartkę. Szatyn tylko zerknął na niego krótko i cmoknął go w nos, po czym pisał dalej, co Harry zdecydowanie postanowił wykorzystać na czytanie.
Teraz Jonathan miał spory problem, musiał wybrać między Stambułem a Rzymem. Jego szanse, że trafi, wynosiły pół na pół, wolał jednak, żeby mu się udało, bo nie miał ochoty jeździć bez celu. Zastanowił się nad tym przez chwilę i postanowił zdać się na intuicję, w końcu nie pierwszy już raz szukał skarbu i coś niecoś o tym wiedział. Miał doświadczenie, a on mówiło mu, że tym razem po winien postawić na...
Upił łyk whisky, którą zamówił sobie w hotelowym barze i jeszcze raz przemyślał wszystko.
Stambuł?
Wydawało mu się, że to właśnie tam powinien się udać. Zresztą nie miał innego wyjścia jak zaryzykować i liczyć na szczęście, które do tej pory go nie opuszczało, zwłaszcza jeśli brać pod uwagę to, ile razy mógłby już nie żyć. Wiele razy ktoś próbował przeszkodzić mu w odnalezieniu skarbu, nawet sama Matka Natura, która nie raz zrzuciła mu na głowę jakiś głaz lub pień drzewa, jednak za każdym razem jakimś cudem udało mu się wyjść ze wszystkiego cało.
Idąc tym tokiem myślenia, postanowił, że jutro rano kupi bilet do Stambułu...
– Oczywiście mu się nie uda? – zapytał Harry, już trochę rozszyfrowując sposób pisania Louisa, chociaż ten nie raz robił takie zwroty akcji, że tak naprawdę nie dało się przewidzieć w fabule niczego i chyba właśnie na tym polegał fenomen słynnego Tiwardasa Mole'a.
– Tego sami dowiemy się na miejscu – odpowiedział Louis. – Wiesz, że wiele rzeczy zawsze wychodzi niespodziewanie.
Młodszy przytaknął od razu.
– A teraz wstawaj, zjemy śniadanie i czeka na nas Dolina Królów, jestem przekonany, że ją pokochasz – dodał szatyn.
Odłożył kartkę, jednak mimo tego, co powiedział, przytulił Harry'ego. Nie miałby nic przeciwko jeszcze kilku długim minutom w łóżku.
– Niesamowite – powiedział Harry i to było chyba najczęściej używane przez niego słowo, od kiedy znalazł się w Egipcie.
Zaczęli swoją wycieczkę od Kolosów Memnona i on właśnie fotografował je ze wszystkich stron.
– Z postumentem mają prawie osiemnaście metrów – przypomniał Louis, który stał niedaleko. Był tu już wcześniej, więc to wszystko nie ciekawiło go tak bardzo. To Harry miał zwiedzać, a on skupiał się na poszukiwaniu informacji do książki, a że tutaj znajdowały się one głównie w Świątyni, tak teraz po prostu mógł odpocząć i cieszyć się szczęściem Harry'ego. Towarzyszyli im oczywiście Jaffer i pan Flanagan, ale nie narzekał, bo ich towarzystwo było naprawdę miłe, zwłaszcza biorąc pod uwagę ogromną wiedzę profesora Flanagana.
– Jeden z posągów kiedyś wydawał dźwięki podczas wschodu słońca – odezwał się mężczyzna. – Jednak po jego uszkodzeniu już nie możemy na to liczyć. W 27 roku przed naszą erą zniszczyło go trzęsienie ziemi.
Harry spojrzał na niego i pokiwał głową.
– A te dźwięki? Skąd się brały? – dopytał.
– Och, bardzo prosto, skały ogrzewały się po nocnych chłodach, ale myślę, że powoli możemy ruszać dalej. Mamy trochę drogi i chyba powinniśmy skorzystać z przejażdżki wielbłądem. Jeśli zboczymy odrobinę, możemy jeszcze zobaczyć Świątynie Hatszepsut i Setiego I.
– Tak, tak – potwierdził od razu młodszy, wracając do reszty.
O dziwo kilka minut później pan Flanagan naprawdę załatwił im podróż na wielbłądach i Harry był zdecydowanie przerażony, kiedy wsiadał na to zwierzę, starał się jednak myśleć, że to po prostu jeden z ich koni i nie będzie tak źle. Jak się szybko okazało, naprawdę nie było.
Dołączył do nich również ktoś, kto miał opiekować się wielbłądami, za co chyba i on i Louis byli wdzięczni, bo nie mieli pojęcia, jak mieliby sobie sami z nimi poradzić. Zwłaszcza Louis, który ledwie nauczył się utrzymywać przy życiu ich małe stadko.
Świątynia Hatszepsut była kolejnym niesamowitym miejscem i Harry coraz bardziej zaczynał myśleć, że chyba wybrał zły kierunek studiów. Powinien zostać archeologiem albo lepiej, egiptologiem i nauczyć się czytać te wszystkie hieroglify, które teraz przyprawiały go o zawrót głowy. Nie miał nawet czasu myśleć o gorącu, które lało się z nieba, mimo że jego ubrania były przez to całkowicie mokre, ani tym bardziej na nie narzekać. Nie narzekał nawet, kiedy miał do pokonania schody i jeśli miał być szczery, to Egipt był jak na razie najlepszym miejscem, jakie odwiedził. Wątpił, że jakieś zrobi na nim jeszcze większe wrażenie.
Zerknęli również do Świątyni Setiego, jak powiedział pan Flanagan, która nie robiła już takiego wrażenia, jednak Harry wychodził z założenia, że skoro są tak blisko, to muszą zobaczyć, co tylko się da, po czym ruszyli w dalszą drogę. Było coraz cieplej, jednak nikt nie narzekał, za to Harry był coraz bardziej podekscytowany tym, co mieli zobaczyć. Louis uważał to miejsce za naprawdę godne uwagi, więc on mu wierzył.
Kiedy w końcu dotarli do Doliny Królów, Harry zdecydowanie nie był w stanie wydusić z siebie głosu. Nie miał nawet pojęcia, co fotografować. Zgłupiał, kiedy pan Flanagan wprowadził ich do grobowca Tutanchamona. Ba, nawet nie bardzo docierało do niego, co mówił mężczyzna, za to Louis nie mógł powstrzymać uśmiechu, kiedy widział jak Styles zafascynowany rozgląda się dookoła z szeroko otwartymi ustami. W oczach aż mieniło się od naściennych malowideł, które zajmowały chyba każdą możliwą powierzchnię, włącznie z sufitami.
– Do 1930 roku jedynie sam Carter pozostał żywy z całego zespołu pracującego przy odkryciu, jednak o samej klątwie zaczęto mówić już dużo wcześniej, kiedy to jeszcze podczas eksploracji grobowca nagle zginął lord George Carnarvon – usłyszał Harry i na chwilę oderwał się od wgapiania w ściany, a zerknął na swoich towarzyszy. – Nawet sam Arthur Conan Doyle obwieścił, że wszystkie zgony, dwanaście, w ciągu dziesięciu lat, są wynikiem klątwy, zemstą za naruszenie spokoju władcy.
– To jest dopiero niesamowite miejsce, prawda? – zapytał Louis i młodszy o mało nie podskoczył. On nawet nie wiedział, że szatyn stał obok niego. – Nie musisz odpowiadać, widzę, że jesteś zachwycony – zaśmiał się.
– Co ciekawe mówi się o tylko jednym włamaniu do grobowca – mówił dalej Flanagan – i to kilkanaście lat po śmierci władcy. Pieczęć na drzwiach przetrwała 3245 lat.
– Louis, ja... – wyjąkał Harry. – Chyba zmienię kierunek studiów.
Szatyn roześmiał się od razu.
– Mam lepszy pomysł, będziesz studiował oba kierunki – odpowiedział. – Ale wrócimy do tego w hotelu, teraz rób zdjęcia.
Młodszy pokiwał głową i znowu zaczął rozglądać się dokoła. Ledwie tu weszli, a co będzie dalej.
– Przejdźmy dalej – odezwał się znowu Flanagan. – Oczywiście możemy zajrzeć też do innych grobowców, chociaż ten jest zdecydowanie najbardziej znany.
– Możemy zwiedzić, co tylko się da? – zapytał Harry błagalnym głosem, przez co Louis znowu zaśmiał się cicho.
Oczywiście, że zwiedzą, co tylko młodszy zechce, nawet gdyby miał za to zapłacić.
– Och, tak – odpowiedział trochę zaskoczony Flanagan. – Tak, jak najbardziej.
CZYTASZ
Inside these pages you just hold me. Chapter 2: Orient
Fanfic[[ Inside these pages you just hold me - część 2 ]] Louis nie spodziewał się, że wyprowadzka na wieś tak zmieni jego życie, tymczasem mieszkał w dworku starej Addie już od roku. Najczęściej towarzyszyły mu tam zwierzęta, z Merlinem nieodstępującym...