XV - Egipt

170 25 10
                                    

Módlcie się za moją wenę haha




Harry w gruncie rzeczy całkiem dobrze przetrwał podróż, jednak kiedy dotarli do Kairu, był wykończony. Na szczęście Louis wziął pod uwagę ten jeden dzień, w którym będą mogli wypocząć i tak właśnie zrobili, dopiero kolejnego dnia wychodząc z hotelu, żeby trochę pozwiedzać. Młodszy już z daleka widział piramidy i gdyby nie to, że zmiana czasu porządnie dała mu się we znaki, poszedłby tam już wczoraj.

Oczywiście Louis zadzwonił do domu, żeby powiadomić ich przyjaciół, że szczęśliwie dotarli na miejsce.

– Podekscytowany? – zapytał, kiedy powoli zbliżali się do tych budowli.

– Nie spodziewałem się, że są tak wielkie – odpowiedział Harry. – Na zdjęciach nie sprawiały takiego wrażenia.

– Poczekaj, aż podejdziemy bliżej – powiedział szatyn. – Stamtąd będą jeszcze większe, aż zakręci ci się w głowie. Oczywiście wziąłeś aparat?

– Myślisz, że mógłbym go nie wziąć? – zaśmiał się Harry.

– A polaroid? – dopytał szatyn. Kupił mu go na święta, najnowszy, jaki wyszedł, z kolorowymi zdjęciami, i Harry był nim zdecydowanie wniebowzięty.

– Zostawiłem w hotelu – odpowiedział młodszy i Louis miał wrażenie, że Harry zarumienił się jeszcze bardziej i to wcale nie z powodu gorąca, które tu panowało.

Dlatego właśnie wyruszyli rano, kiedy żar jeszcze nie lał się z nieba, a przynajmniej nie aż tak. Swoją drogą Harry wyglądał uroczo z kafiją na głowie i Louis od razu wiedział, że koniecznie musiał zabrać go na przejażdżkę wielbłądem, wtedy będzie wyglądał jeszcze ciekawiej. Właśnie dla tych widoków Louis miał ochotę zabierać Harry'ego na wszelkie wycieczki już do końca życia.

Obowiązkowo zaczęli od Sfinksa i Harry był nim wniebowzięty. Nie spodziewał się, że te budowle będą tak duże. Obszedł go ze wszystkich stron i gdyby Louis nie powstrzymał go, to wyczerpałby całą kliszę tylko na niego.

– Niesamowite, że potrafili wtedy wznosić takie budowle – powiedział.

– To prawda – przytaknął szatyn. – Wiesz, że istnieje mnóstwo legend na jego temat? Głównie związanych ze złotem. Jeśli spełniło się jakieś warunki, Sfinks pozwalał odnajdywać skarb.

– Naprawdę? – zapytał Harry wyraźnie zainteresowany. – I co konkretnie trzeba było zrobić?

Louis zaśmiał się cicho.

– Nie mam pojęcia, ale jeszcze nikomu się to nie udało, więc jak zawsze to kolejna bujda, która wabiła tutaj jakichś chciwych biedaków.

Młodszy pokiwał głową.

– Pewnie właśnie o to chodziło, zresztą ludzie zawsze wierzą w te wszystkie nadprzyrodzone istoty, chociaż ja akurat nie pogardziłbym żadnym skarbem.

Louis zaśmiał się po raz kolejny.

– A ja wręcz przeciwnie, z tego zawsze są tylko same problemy, poza tym swój skarb już znalazłem.

Harry zarumienił się od razu, posyłając szatynowi pełne politowania spojrzenie. Czasem z Louisa wychodził jakiś niepoprawny romantyk, jednak skłamałby, gdyby powiedział, że to nie połechtało miło jego ego.

Louis na szczęście, tak jak mówił, załatwił im przewodnika, dlatego teraz było im o wiele łatwiej. Właściwie to był miły chłopak, mniej więcej w wieku Harry'ego, z którym młodszy całkiem dobrze się dogadywał. Opowiadał im o rzeczach, które mijali i Harry chyba trochę nie spodziewał się, jak dużo ciekawych miejsc tutaj było. Przez całe życie wydawało mu się, że nie ma tu nic oprócz piramid i piasku, a okazało się odwrotnie. Zostawali tu jeszcze jutro, żeby zobaczyć kilka miejsc, a dzisiaj mieli w planie jeszcze bazar Chan al-Chalili, na którym Louis zamierzał roztrwonić trochę pieniędzy.

Inside these pages you just hold me. Chapter 2: OrientOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz