Rozdział 5

715 32 55
                                    

Pov: Will

Aiden odwiózł mnie pod dom. Naprawdę miło mi się z nim rozmawiało. Dzisiejszy dzień naprawdę był udany. - Dziękuję za dzisiaj - zszedłem z motora odpinając kask. - Ja też ci bardzo dziękuję - uśmiechnął się do mnie.

- Chciałabyś może... Jutro też się spotkać? Możemy iść do kina? - zapytał nerwowo bawiąc się palcami. - Jasne! - krzyknąłem podekscytowany. - To do jutra! - wsiadł z powrotem na motor i odjechał, a ja jeszcze chwilę z uśmiechem na twarzy oglądałem jak odjeżdża.

W moim domu nie paliło się żadne światło dlatego obstawiam, że Mike i Jonathan śpią. Co się dziwić jest po dwudziestej drugiej. Oprócz wypadu na wrotki później poszedłem z chłopakiem na miasto.

Otworzyłem cicho drzwi i zacząłem zdejmować buty. Kiedy podniosłem głowę prawie, że padłem na zwał, kiedy ujrzałem Mike'a przed sobą. - Co ty robisz? - zmarszczyłem brwi idąc w stronę swojego pokoju. - Chciałem się upewnić czy bezpiecznie wróciłeś - w jego głosie usłyszałem troskę.

- Dobrze się bawiłeś? - zapytał po chwili. - Tak. Aiden to świetny chłopak - uśmiechnąłem się wrednie i udałem do swojego pokoju.

***

Rano obudziłem się dosyć późno, bo po dziesiątej. Zacząłem się szybko ogarniać, a następnie zszedłem do kuchni gdzie siedział już Mike i Jonathana. Mój brat czytał gazetę, a Mike jadł kanapki i w międzyczasie oglądał telewizję. Całe szczęście, że się nie kłócą. - Hej - powiedziałem do brata ignorując Mike'a, który intensywnie się we mnie wpatrywał. Naprawdę go nie rozumiem.

- O której wczoraj wróciłeś? - zapytał Jonathan nie odrywając wzroku od gazety. - Po dwudziestej drugiej. Nie gniewasz się?

- Nie no spoko - machnął ręką upijając łyk kawy. - Dzisiaj też z nim wychodzę - zaśmiałem się pod nosem. Mike przewrócił oczami, a Jonathan posłał mi zadziorny uśmieszek. - Widzę, że coś z tego będzie.

- Jonathan! - rzuciłem go chusteczką, którą miałem akurat pod ręką. Usłyszałem głośne kaszlnięcie Mike'a, ale zignorowałem to. Nie mam zamiaru się przejmować jego dziecinnymi i żałosnymi humorkami.

- A o której? - spytał Jonathan, a ja odsunąłem się na krześle. Przecież nie mam pojęcia o której. Ani ja ani Aiden o to nie spytaliśmy. - Własne, że niewiem! - złapałem się za głowę. Dzwonek telefonu rozbrzmiał po całym domu. Modliłem się, żeby to był Aiden bo naprawdę zależy mi na tym spotkaniu. Szybko podbiegłem do telefonu odbierając.

- Halo? - zapytałem. - Ooo hej Will! - w słuchawce usłyszałem miły głos chłopaka. Na mojej twarzy momentalnie pojawił się uśmiech co nie zadowoliło Mike'a, który uważnie mnie obserwował. - Nie powiedziałeś o której się spotkamy - odezwałem się niepewnie.

- Właśnie dzwonię w tej sprawie - głośno się zaśmiał. - Pasuje ci o dwudziestej? Dzisiaj kończę późno pracę - pokiwałem tylko głową, ale przecież on mnie nie widzi. - Jasne! Pasuje!
- To do zobaczenia! - powiedział. - Do zobaczenia i miłej pracy - odpowiedziałem. - Dzięki! - odpowiedział i się rozłączył. Z uśmiechem na twarzy usiadłem do stołu.

- W Hawkins są mordowani ludzie, a ty jak gdyby nigdy nic umawiasz się z jakimś palantem?! - krzyknął Mike wstając z kanapy. - O co ci chodzi? - zmarszczyłem brwi zdziwiony nagłym wybuchem chłopaka.

- Jesteś szczęśliwy, a w Hawkins giną ludzie! Tam są nasi przyjaciele! - kolejny raz krzyknął. - To, że jest tam nie za fajnie oznacza, że mam ciągle chodzić smutny?! Chcę się dobrze bawić i nie nazywaj Aiden'a palantem nawet go nie znasz! - posłałem mu mordercze spojrzenie. Naprawdę mam dosyć Mike'a i najchętniej to w najbardziej brutalny sposób wyrzuciłbym go za drzwi. Jest strasznie irytujący.

You are late |BYLER|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz