Pov: Will
Rodzice Mike'a i Nancy wyszli z sali po długich minutach. Karen uśmiechała się czyli wiem, że z brunetem jest wszystko w porządku. - Muszę tam wejść - powiedziałem do Jonathana. - Co ci na to poradzę, że tylko rodzina może - wzruszył ramionami, a ja przewróciłem oczami. Naprawdę jest bardzo pomocny.
Rozejrzałem się po korytarzu, a kiedy uznałem, że nie ma wścibskich pielęgniarek otworzyłem drzwi od sali, a moim oczom od razu ukazał się Mike. Brunet miał wielki opatrunek na prawym oku, na jego nodze również był gruby bandaż. Uśmiechnąłem się do niego, a on do mnie. - Will... - wyszeptał, a ja usiadłem obok niego na krześle.
- Tak bardzo się o ciebie martwiłem - westchnąłem nie odrywając wzroku od jego twarzy. - Aiden jest napewno zadowolony - prychnął, a uśmiech z jego twarzy zniknął. - Aiden'a nie ma i nie będzie. Pozbyłem się tego potwora z swojego życia. Miałeś racje co do niego - westchnąłem przypominając sobie o sytuacji z wczoraj. - Czy on cię skrzywdził...? - zapytał niepewnie.
- Tak... On chciał mnie zgwałcić - szybko wytarłem pojedynczą łzę z swojego oka. - Co za skurwiel! Dopadnę go i połamie mu kości - podniósł się, a ja położyłem rękę na jego klatce i z powrotem położyłem na łóżko. - Jestem już bezpieczny... Już nigdy mnie nie skrzywdzi...
Szkoda, że się myliłem i to bardzo myliłem...- Nienawidzę go! - czułem, że przez temat Aiden'a Mike bardzo się zdenerwował i buzowała w nim złość, agresja i wszystkie inne podobne emocje. Przesunąłem swoje palce do jego ręki i niewyczuwalnie jej dotknąłem obserwując reakcję chłopaka. Brunet jednak nie był zainteresowany tym co robię z jego ręka tylko intensywnie wpatrywał się w moją twarz, przez co na moich policzkach pojawiły się mocne rumieńce.
Wplątałem swoje palce w te jego, a nasza dłoń złączyła się w ucisku. Przejechałem kciukiem po jego widocznych żyłach uśmiechając się pod nosem. - Teraz jesteś przynajmniej wolny - odezwał się, a ja podniosłem swoją głowę marszcząc brwi. - Co?
- Jesteś teraz wolny... - powtórzył i tym razem on zaczął gładzić moją rękę. - Taaakk i co w związku z tym? - przechyliłem lekko swoją głowę, a brunet uśmiechnął się zawstydzony. - Chciałbym wykorzystać i zmienić twój status singla - w jego oczach widziałem małe iskierki i nadzieję.
- Czy ty coś sugerujesz? - zaśmiałem się, a Mike zrobił się cały czerwony i spuścił głowę. - Może... - przygryzł lekko swoją wargę, a ja jeszcze bardziej wybuchnąłem śmiechem. Naprawdę śmieszy mnie widok zawstydzonego Mike'a.
- Jesteś piękny... Kocham twój uśmiech - bardziej ścisnął moją dłoń, a teraz ja się zawstydziłem, ale nie spuściłem głowy tylko wpatrywałem się w jego ciemne niemal, że czarne tęczówki. - Czy ty chcesz mnie poderwać? - zmrużyłem oczy, a uśmiech nie schodził mi z twarzy. - Może...
Nasza relacja chyba wszedła na wyższy poziom niż przyjaciele. Bardzo widocznie ze sobą filtrowaliśmy. Naprawdę chciałbym, żeby Mike był moim chłopakiem, ale bałem się zapytać sam nie wiem dlaczego. Od zawsze byłem strasznie nieśmiały, więc czekam, aż on wykona pierwszy ruch.
- Boże, ale ręka ci drży - podniosłem głos widząc jak ręka chłopaka się trzęsie. Mocniej ją ścisnąłem i zacząłem gładzić, aby go uspokoić. - Martwisz się o mnie? - zapytał smutno, a mnie zdziwiło to pytanie. Oczywiście, że się martwię nie ma co do tego żadnych wątpliwości. - Jesteś moim przyjacielem przecież, więc tak - uśmiechnąłem się cwaniacko.
- Przyjacielem?... - zaczął wpatrywać się w moje usta, przez co jeszcze mocniej się zarumieniłem. - Tak a co? - dobrze wiedziałem, że chciałby nazywać mnie swoim chłopakiem, ale udawałem, że nie mam o niczym pojęcia i wolałem się z nim przedrzeźniać.
CZYTASZ
You are late |BYLER|
Dla nastolatkówKiedy Mike nie odwzajemnia uczuć Will'a ten zakochuje się w kimś innym...