Rozdział 42

270 22 36
                                    

Pov: Narrator

- Nie! - Max wyrwała się z ucisku Steve'a i upadła na ziemię dusząc się łzami. - Nie! - zaczęła uderzać pięściami w ziemię wyładowując tym swoją złość i załamanie. Jej serce rozsypało się na milion kawałków. Najpierw straciła brata, a teraz swoją najlepszą przyjaciółkę, która zawsze poprawiała jej nastrój nawet gdy miała najgorszy dzień.

- Max... - Lucas kucnął przy dziewczynie kładąc rękę na jej ramieniu jednak ta mocno go od siebie odsunęła tak, że chłopak prawie upadł na ziemię. - Zostaw ją... - Harrington położył rękę na ramieniu swojego młodszego kolegi, a ten słabo pokiwał głową.

Steve rozumiał załamanie Max... Dziewczyna nie miała teraz ochoty na towarzystwo, dlatego Steve dał jej swobodę na zaakceptowanie tej strasznej tragedii...

- Mike chodź. Musimy cię zaprowadzić do chaty - Will ze łzami w oczach wpatrywał się w swojego umierającego chłopaka. - Nie dam rady - wyszeptał zagryzając swoje zęby. Hamował się jak tylko dało i starał się nie krzyczeć, ale czasem mu nie wychodziło. Jego krzyki pełne bólu sprawiały, że serce Will'a zaczęło cierpieć. Tak bardzo nie chciał stracić Mike'a.

- Argyle pomóż mi go przenieść do domu! - krzyknął szatyn spoglądając na długowłosego, który rozglądał się wokół z szeroko otwartymi oczami. - Wasza kumpela jest niesamowita! - Argyle był zachwycony czynami młodszej dziewczyny. Posłusznie zabrał Mike'a na ręce i zaczęli kierować się w stronę domu.

Joyce otworzyła drzwi od chaty, a Hopper natychmiastowo do niej wbiegł kładąc Nancy na kanapę. Dziewczyna głośno dyszała, a jej twarz wyrażał okropny ból. - Trzeba zawieźć ją do szpitala! - krzyknęła Joyce przykładając bawełniany materiał do jej rany. - Nie mogę znaleźć kluczyków! - mężczyzna nerwowo przeszukiwał swoje kieszenie i szafki.

W tym czasie do domu dotarł Argyle razem z Will'em i Mike'iem. Nancy gdy zauważyła w jakim stanie jest jej brat natychmiastowo się podniosła, ale Joyce zatrzymała ją przed postawieniem jakiegokolwiek kroku.

- On dłużej nie wytrzymie! - krzyknął Will mocno obejmując swojego ledwo przytomnego chłopaka. - Zawieziemy ich do szpitala, ale najpierw muszę znaleźć te cholerne kluczyki! - Hopper z nerwów zrzucił pobliski talerz. - Zadzwońmy po karetkę! - zaproponowała Joyce chwytając telefon.

Po chwili zaczęła rozmawiać z operatorem, który zapewnił ją że pomoc nadejdzie w ciągu dziesięciu minut.

W oddali było słychać krzyki ludzi, którzy myśleli, że nadejdzie kolejna tragedia. Syreny pogotowia rozbrzmiewały po całym miasteczku. Było tylu rannych i tylu martwych... Do czasu przyjazdu karetki Joyce ma obowiązek zatamować krwawienie.

- Mike połóż się - szatyn pomógł położyć się chłopakowi na sofie. - Mike wszystko okej? - zapytała Nancy zmartwiona jego stanem. - Nie przejmuj się mną... Ty zostałaś postrzelona - odpowiedział. - Daj spokój! Jestem twoją siostrą i się o ciebie martwię - oburzyła się, a atmosfera robiła się coraz bardziej napięta. - Teraz siostra! Zabawne... - prychnął brunet, a Nancy już miała dorzucać swoje trzy grosze dopóki Hopper jej nie przeszkodził.

- Spokój dzieci! - krzyknął poddenerwowany całą tą sytuacją. - Wszystko u was okej? El dała radę zamknąć przejścia? - drzwi od domu otworzyły się, a w nich stanął Jonathan w towarzystwie Dustina, który wzrokiem szukał Steve'a.

Komendant już miał odpowiadać, ale Jonathan głośno krzyknął widząc swoją dziewczynę, która krwawiła. - Nancy! Co się stało? - jego serce podskoczyło do gardła. Tak strasznie się wystraszył, że łzy pojawiły się w jego oczach. - Odejdź muszę jej zatamować krwawienie - kobieta próbowała odsunąć swojego syna, lecz na marne.

You are late |BYLER|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz