Rozdział 31

446 24 76
                                    

Pov: Mike

Nie mam pojęcia ile czasu byłem nieprzytomny, ale obstawiam, że długo. Pnącza, które owijały moje nogi zniknęły co bardzo mnie cieszyło. Tak jak myślałem znajduję się po drugiej stronie.

Jestem w tym samym miejscu gdzie zostałem wciągnięty rzecz w tym, że po drugiej stronie. Spojrzałem w górę licząc, że przejście jest otwarte i spokojnie wrócę do domu. Jednak się myliłem... Przejście było zamknięte, a ja byłem pewien, że tu utknąłem. Złapałem się za ramiona próbując się ogrzać, bo było tutaj bardzo zimno, a ja miałem na sobie tylko cienką bluzę.

Niepewnie stawiłem jeden krok i zacząłem kierować się w stronę chaty Hoppera, która stała niedaleko. Może i dobrze, że jestem po drugiej stronie nie będę musiał widzieć Aiden'a.

Ostrożnie wszedłem do domu zamykający za sobą drzwi. W domu było cicho, że aż przeszły mnie dreszcze. W dodatku było ciemno i pusto. - Jedź po nowe słuchawki i odtwarzacz - usłyszałem głos pani Byers dlatego spojrzałem do góry i w bok chcąc pojąć jakim cudem ją słyszę.

- Halo?! Słyszy mnie ktoś?! - zacząłem nadsłuchiwać, słyszałem niewyraźną rozmowę pani Byers i Hoppera. - Will? El? Słyszycie mnie? - odpowiedziała mi głucha cisza. Bezradnie usiadłem na kanapę. Może wcale nie będzie tak źle? Jestem w chatce nikt mi tutaj chyba nie wejdzie.

Szkoda, że telewizor tutaj nie działa. Westchnąłem głośno opierając się o kanapę i przymknąłem oczy czekając, aż ktoś mnie znajdzie. W domu było naprawdę bardzo cicho tylko z oddali było słychać burzę, a kilka błyskawic pojawiło się na niebie.

Zacząłem myśleć o Will'u i o tym jak fajnie by było gdybyśmy byli tutaj sami, ale żaden potwór by nam nie zagrażał. Uśmiechnąłem się pod nosem. Uwielbiam wymyślać fałszywe scenariusze zwłaszcza przed snem.

Nagle usłyszałem głośny hałas, który dochodził z zewnątrz. Natychmiastowo się podniosłem i chwyciłem lampę w rękę, chcąc mieć chociaż coś czym mogę się obronić.

Niespodziewanie demopies rozbił okno i wbiegł do chaty. Niestety nie obróciłem się w porę, a potwór zdążył złapać mnie za nogę. Poczułem mocne ugryzienie przez co wrzasnąłem z bólu. Potwór rozszarpywał mi nogę przez co pozbyłem się dużej ilości skóry.

Krzyczałem z bólu nie wiedząc co mam zrobić. Przypomniałem sobie, że mam w ręce lampę. Użyłem jej i uderzyłem z całej siły potwora w głowę. Demopies puścił moją nogę, a ja zacząłem uciekać przed kolejnymi potworami, które zdążyły wbiec do domu.

Biegłem przed siebie sam nie wiem gdzie. Strasznie krwawiłem zostawiając za sobą ścieżkę krwi. Jednak jest tutaj gorzej niż się spodziewałem. Obróciłem się za siebie, a demopsy cały czas mnie goniły. Doganiały mnie, a ja nie mogłem przyśpieszyć, ponieważ noga bolała mnie niemiłosiernie. Wiedziałem, że jeśli nic zaraz nie zrobię to zabiją mnie. Nie mam szans ze stadem demopsów.

Zauważyłem, że kilka metrów od mnie znajduję się nieduża dziura. Spojrzałem za siebie, a demopsy były coraz bliżej mnie. Nie czekając dłużej wskoczyłem do dziury i zakryłem usta dłonią przed krzyknięciem z bólu. Dziura była dosyć głęboka, a przez to, że skoczyłem podrażniłem jeszcze bardziej swoją nogę.

Skuliłem się w najgłębszym kącie licząc na to, że demopsy mnie nie wytropią. Tak bardzo się cieszyłem, że w tej dziurze nie ma pnączy, a demopsy przebiegły obok dziury nie zauważając mojej obecności. Obstawiam, że kwestia czasu i mnie znajdą tym bardziej, że mocno krwawię. Muszę znaleźć sobie nową, lepszą i bezpieczniejszą kryjówkę.

Zdjąłem z siebie bluzę, czyli jedyny materiał, który chronił mnie przed zimnem. Od razu po zdjęciu ubrania dostałem gęsiej skórki i dreszczy. Zacisnąłem usta w wąską linie i zacząłem szukać zranionego miejsca co nie było łatwe, ponieważ panowała tutaj kompletna ciemność.

Kiedy odszukałem rany niemal, że krzyknąłem, ale w porę się powstrzymałem wciągając głośno powietrze. Nie widziałem totalnie nic, ale czułem krew dosłownie wszędzie. Rana była tuż pod kolanem i na dodatek jeszcze bardzo głęboka. Straciłem dużo skóry, a nawet wyczułem swoją kość.

Zacisnąłem mocno swoje powieki i usta, a następnie przyłożyłem bluzę do rany w celu zatrzymania krwawienia. Poczułem większy ból niż wcześniej i głośno dysząc odchyliłem swoją głowę do tyłu. Zacząłem mocno uciskać starając się wytrzymać ten okropny ból.

***

Po jakiś dziesięciu minutach krwawienie ustało, ale nie do końca, bo nadal sączyła się krew. Nie byłem w stanie całkowicie pozbyć się tego krwotoku. Muszę się stąd jak najszybciej wynieść. Wciągnąłem głośno powietrze zagryzając swoje policzka od środka i zacząłem obwiązywać swoją nogę. Syknąłem cicho kiedy materiał spotkał się z raną.

Delikatnie i powoli zacząłem obwiązywać swoją ranę. Starałem się ignorować piekielny ból i za wszelką cenę nie zemdleć co nie było wcale takie łatwe. Kiedy skończyłem obwiązywać ranę mocno związałem ze sobą materiał, a kiedy mi się udało wykończony położyłem się na ziemi głośno oddychając.

Czułem, że mam okropne zawroty głowy, a obraz mi się rozmazuje czułem, że lada moment i zemdleje. Nie mogę zemdleć muszę stąd wyjść i znaleźć bezpieczne miejsce. Pójdę do swojego domu i tam będę czekał na pomoc.

Obolały podniosłem się z ziemi i wstałem zagryzając swoją rękę przed krzyknięciem. Kuśtykając podszedłem do wyjścia nasłuchując odgłosów. Kiedy byłem pewny, że jest czysto zacząłem się wspinać. Wspinanie było bardzo trudne ze względu na to, że coraz bardziej traciłem siły, a moja noga zaczęła bardziej krwawić. Poczułem pojedyncze łzy w moich oczach. Musiałem się wypłakać, po prostu nie daję już rady.

Po długich minutach trudu i bólu w końcu udało mi się wydostać. Od razu zacząłem się rozglądać w poszukiwaniu realnego zagrożenia, a kiedy nic nie przykuło mojej uwagi, a ja uznałem, że jest w miarę bezpiecznie zacząłem biec truchtem w stronę swojego domu.

Musiałem wyglądać niesamowicie śmiesznie podczas tego biegu. Tak naprawdę pracowałem jedną nogą, a drugą bezradnie za sobą ciągnąłem. Coraz więcej traciłem krwi i sił. Chyba tutaj umrę...

Zatrzymałem się gwałtownie, kiedy usłyszałem nowy, nieznany mi dźwięk. Zacząłem rozglądać się nerwowo wokół, ale nic nie przykuło mojej uwagi. Nagle poczułem jak coś zaciska się na mojej szyi, a ja zaczynam się dusić.

Podniosłem wzrok i zauważyłem nietoperza, który owijał się wokół mojej szyi mocno mnie dusząc. Zacząłem głośno kaszleć próbując poluzować ucisk na mojej szyi, ale było to niemożliwe, ponieważ stwór był bardzo silny. Nietoperz zaczął gryźć mnie w klatkę piersiową i brzuch rozdzierając mi koszulkę i robiąc nowe rany. Jego pazury robiły ostre i głębokie rany na moim ciele, a ja czułem jak tracę coraz więcej krwi. Starałem się nie krzyczeć, bo nie chciałem, żeby demopsy mnie usłyszały.

Zauważyłem, że w oddali lecą do mnie jego kumple. Nie mogłem dopuścić by i oni mnie złapali. Nie zastanawiając się dłużej ugryzłem nietoperza w ogon przez co głośno skomlnął. Myślałem, że to koniec i da mi spokój jednak miał inne plany. Poczułem jego ostre pazury na moim oku i to jak krew spływa po mojej twarzy. Głośno krzyknąłem, przywołując tym demopsy.

Zrozpaczony podniosłem się z ziemi przykładając dłoń do mojego oka o ile jeszcze je mam. Widziałem tylko na jedno oko i to jeszcze ledwo. Wiedziałem jednak, że demopsy biegną wprost na mnie. Obolały i w jeszcze gorszym stanie niż wcześniej zacząłem uciekać w stronę swojego domu cały czas oglądając się za siebie.

Potwory były coraz bliżej mnie, a mój dom zamiast się przybliżać zaczął się oddalać. W końcu jednak udało mi się dotrzeć jednak zanim otworzyłem drzwi czekała mnie jeszcze jedna niespodzianka.

Jeden z demonietoperzy zahaczył pazurami o moje plecy i to bardzo mocno. Krzyknąłem kolejny raz z bólu i otworzyłem drzwi wbiegając do środka. Upadłem na ziemię i czułem jak coraz bardziej słaby jestem. Na zewnątrz słyszałem coraz głośniejsze odgłosy demopsów. Napewno będą chciały tutaj wejść i napewno im się uda.

Przysunąłem fotel ojca do drzwi licząc, że w jakikolwiek sposób powstrzyma potwory przed wyważeniem drzwi. Tak jak myślałem zaczęły się dobijać do drzwi, a ja pośpiesznie zbiegłem na dół do piwnicy. Jeszcze, żeby było lepiej zleciałem ze schodów mocno uderzając w głowę.

Próbowałem się podnieść i iść gdzieś się schować, lecz nie mogłem wykonać żadnego ruchu. Nastała ciemność, a ból odszedł...

You are late |BYLER|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz