Rozdział 49

273 16 120
                                    

Pov: Will

Przez całą noc spałem spokojnie, a żaden koszmar mnie nie odwiedził. Uchyliłem swoje powieki i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to twarz Mike'a. Jego włosy były rozwalone we wszystkie strony świata przez co miałem ochotę wybuchnąć głośnym śmiechem. Wydostałem się z jego objęć i wstałem z łóżka w międzyczasie przeczesując swoje włosy. Z kuchni słyszałem głosy rozmów, czyli najprawdopodobniej Hopper, mama i El wrócili z szpitala.

Bardziej przykryłem Mike'a kołdrą i lekko przejechałem dłonią po jego szczęce. Następnie wyszedłem z pokoju cicho zamykając drzwi. Tak jak myślałem w kuchni siedziała moja mama w towarzystwie Hoppera i Eleven, która wyglądała o niebo lepiej niż wczoraj. - Hej - posłałem im słaby uśmiech, a oni odpowiedzieli mi tym samym. Szatynka podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła co odwzajemniłem.

- Jak się czujesz? - zapytałem z troską. - Lepiej, w szpitalu dostałam jakieś leki i opatrzyli mi drobne rany. Naprawdę czuje się dobrze - uśmiechnęła się, a ja pokiwałem głową. Cieszyłem się, że dziewczyna czuje się lepiej i że wreszcie jest przy naszym boku, czyli tam gdzie jej miejsce.

- Mike jeszcze śpi? - zapytała moja mama. - Tak, nie chciałem go budzić. Możemy nie iść dzisiaj do szkoły? - zapytałem błagalnie, a moja mama głośno westchnęła zastanawiając się nad moją propozycją. - Zostańcie w domu, mieliście wczoraj ciężki dzień - uśmiechnąłem się szeroko na jej słowa i zasiadłem do stołu szykując sobie śniadanie.

- My musimy jechać do pracy, a El chciała odwiedzić Max. Jak Mike się obudzi to pójdźcie z nią do Max okej? - zapytał Hopper, a ja pokiwałem twierdząco głową. - Gdyby coś się działo to dzwońcie - mężczyzna założył kapelusz na głowę i razem z moją mamą zniknęli za drzwiami.

Ja i El zostaliśmy sami i zaczęliśmy jeść pyszne śniadanie w międzyczasie rozmawiając o wszystkim i o niczym. Tęskniłem za dziewczyną i jej rozmowami. El jest dla mnie jak prawdziwa siostra i cieszę się, że pojawiła się w moim życiu.

- Cześć - zaspany głos bruneta wyrwał nas z rozmowy. Natychmiastowo odwróciłem się w jego stronę i zacząłem się w niego intensywnie wpatrywać co wywołało cichy śmiech u El. Mike założył swoje poplątane włosy za ucho i podszedł do nas. Na powitanie mocno uściskał dziewczynę, a następnie schylił się nad mną i krótko ucałował moje usta przez co na moich policzkach pojawiały się wstydliwe rumieńce.

Zasiadł do stołu i ukradł mi kanapkę przez co posłałem mu mordercze spojrzenie. - Zrób sobie, a nie mi kradniesz - przysunąłem talerz do siebie, a brunet parsknął śmiechem. - Nie denerwuj się tak, złość piękności szkodzi - puścił mi oczko, a ja starałem się ukryć uśmiech, który sam wkradał mi się na twarz. - Bardzo zabawne wiesz? - pokręciłem głową.

- Widzę, że mamy tutaj kłótnie małżeńską - wtrąciła się El, a na jej twarzy był mały uśmiech. - On mnie po prostu denerwuje! - oburzyłem się odsuwając się na krześle. Wyglądałem jak czteroletnie dziecko, które nie dostało wymarzonej zabawki i po kłótni z mamą obraziło się na cały świat.

- Wczoraj jakoś się na mnie nie denerwowałeś misiaczku - zażartował i dotknął palcem mojego nosa, przez co posłałem mu mordercze spojrzenie. Oczywiście, że to wszystko nie było na poważnie. Lubię sobie żartować, a najbardziej lubię drażnić Mike'a.

- Spokój gołąbeczki - szatynka klasnęła dłońmi przed naszymi twarzami przez co oderwaliśmy od siebie wzrok. Przez to wszystko zapomniałem, że dziewczyna cały czas siedziała obok. Jaka musiała być jej mina, kiedy słyszała i widziała to wszystko.

- Zaprowadźcie mnie do Max, a później róbcie co chcecie - poklepała mnie po plecach i zaczęła zakładać buty. - Ruszać te gejowe tyłki! - machnęła do nas ręką wyraźnie niezadowolona z naszego zachowania.

You are late |BYLER|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz