Rozdział 30

447 24 76
                                    

Pov: Will

Obolały podniosłem się z ziemi. Ból w kręgosłupie był nie do zniesienia. Jeszcze trochę i by mi go złamała, ale zasłużyłem sobie po tym co jej powiedziałem.

Podszedłem do lustra i spojrzałem na swoją zakrwawioną twarz. Westchnąłem cicho podchodząc do wanny i zacząłem nalewać do niej ciepłej wody. Ściągnąłem z siebie ubrania i bez celu zacząłem się sobie przyglądać.

Kiedy wanna się wypełniła wszedłem do niej kładąc odtwarzacz na brzeg. Starałem się nie zanurzać zbyt głęboko, aby nie zalać słuchawek. Od razu zacząłem zmywać z siebie krew. Zacząłem powoli myć swoją twarz pozbywając się krwi. Co jakiś czas wykrzywiałem twarz z obrzydzenia, ponieważ nienawidzę krwi.

Następnie usiadłem i przyciągnąłem się do swoich kolan wpatrując się w bąbelki w wodzie. Zachowałem się jak najgorszy dupek, a nawet gorzej. Wcale tak nie myślałem. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale ostatnio nie poznaję siebie... Nie wiem co się ze mną dzieje.

Powiedziałem jej takie okropne słowa, wątpię, że mi wybaczy. Pozwoliłem łzom spłynąć po moich policzkach. Wspomniałem o laboratorium i nazwałem ją potworem. Tak bardzo ją zraniłem... To pewnie tak bardzo ją zabolało.

Schowałem twarz w dłoniach mocno szarpiąc swoje włosy ze złości. Nawet nie wiem dlaczego płakałem skoro to ja zawiniłem. Po chwili podniosłem głowę i zacząłem wpatrywać się w ścianę. Zastanawiałem się czy to wszystko ma sens. Szybkim ruchem ściągnąłem z uszu słuchawki i rzuciłem nimi o podłogę razem z odtwarzaczem. Urządzenia natychmiastowo się rozwaliły, a piosenka, która grała w słuchawkach ucichła.

Nie interesuje mnie to czy umrę czy nie. Niech Vecna mnie weźmie chcę tego... Zasłużyłem na śmierć bardziej niż ktokolwiek inny. - Weź mnie proszę... - wyszeptałem kołysząc lekko swoim ciałem. - Proszę chcę umrzeć...

- Jasne, że cię wezmę Will - usłyszałem bardzo znany mi głos. Natychmiastowo po moim ciele przeszły ciarki. Spojrzałem do góry na migające światła, a później w dół. W wannie nie było wody tylko krew. Wrzasnąłem i szybko pobiegłem po ubrania. Naprawdę nie chcę, żeby ten potwór widział mnie gołego. Szybko wciągnąłem na siebie ubrania, ale było to ciężkie, ponieważ byłem cały mokry.

- Will bardzo się za tobą stęskniłem - moim oczom ukazał się Vecna, który podchodził do mnie wolnym krokiem. Spojrzałem na niego przerażony. Nie wiem dlaczego się boje, przecież chcę umrzeć. Dam mu się i nie ucieknę. - Słyszałem, że chcesz do mnie dołączyć, cieszy mnie to. Bardzo cieszy - podszedł do mnie, a ja odsunąłem się pod ścianę zamykając oczy.

Jednak, kiedy je otworzyłem znalazłem się w zupełnie innym miejscu. Wokół mnie była niekończąca się czerwień. Niebo i ziemia było czerwone. Na ziemi znajdowały się kałuże krwi, a w powietrzu lewitowały fragmenty domu a dokładnie domu Creelów, którego nie miałem okazji poznać. 

Czułem jak serce podskakuję mi do gardła, kiedy zobaczyłem martwe ciała przywiązane pnączami do pojedynczych skał o ile mogę je tak nazwać, bo wiele rzeczy jest tu niezrozumiałych. Odskoczyłem w tył, kiedy usłyszałem głośny huk błyskawicy.

Rozglądałem się dookoła, chcąc zbadać to miejsce. Nie mam pojęcia co to za miejsce i co tutaj robię. Podszedłem do skały, która stała na końcu wszystkich. Widok, który zobaczyłem sprawił, że miałem ochotę się rozpłakać. Zakryłem usta dłonią patrząc na martwe ciało Max, które było obwiązane pnączami.

Max żyje, leży w szpitalu nie rozumiem co tutaj robi. Dlaczego jest tutaj z Vecną? Jej kości były wykrzywione w różne strony jedyne czym się różniła od pozostałych to, że nie miała wykrzywionej czaszki. Wisiała tak bezradnie...

You are late |BYLER|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz