Rozdział 14

32 6 4
                                    

Nigdy korytarze Gniewu nie były ciche, choć z mijającymi latami coraz to trudniej było umysłowi wyłapać to łupanie. Uderzenia, raz za razem, jak kilofem o kamień, bez przerwy, ciągle, aż wreszcie stawały się odgłosem tak znajomym, że niczym się nie różniły od ciszy. Ale jednak były, przyprawiając o zawroty głowy, bóle, rozdrażnienie, wpędzające w istne szaleństwo.
Tym razem inny odgłos strawił jednak te tortury, żałosnym echem odbijając się wzdłuż mrocznej jaskini. Niegdyś, kilka minut temu zaledwie, jeszcze te wołania miały jakiś sens, lecz teraz przyjęły formę już tylko niekoherentnych szlochów.
Szarańcza jedynym świadkiem była tego wydarzenia, gdy bez swojego uśmiechu, z nienaturalną dla niego powagą i zimną krwią Szatan kroczył przez korytarze. Za rękę trzymał chłopca, który wił się i szarpał ze wszystkich swoich sił, lecz biały demon nie drgnął nawet na jego sprzeciwy. Duch próbował mu uciec, padał na kolana, kładł się nawet, lecz Szatan w tym samym tempie potrafił go ciągnąć nawet po ziemi.

- Spokój - rzekł, jego ton donośny. - To moje ostatnie ostrzeżenie.

Duch odpowiedział jednak tylko większą histerią, usiłując odgiąć jego palce, wykręcić nadgarstek, cokolwiek, a jego staraniom cały czas towarzyszyły płaczliwe błagania o litość. Jak niczego Duch się bał spokoju Szatana, ale był przecież tak młody, był dzieckiem. W takich sytuacjach potrafił tylko się bronić i krzyczeć.

Choć prawdomówność nie była jego pierwszorzędną cechą, kolejne ostrzeżenie faktycznie nie nadeszło.
Szatan zatrzymał się i szarpnął go w swoją stronę, na co drobny chłopiec stracił równowagę. Biały demon chwycił jego głowę i z wielką siłą uderzył nią o kamienną ścianę. Rozległ się paskudny, mokry trzask i chłopiec upadł prosto na ziemię.

Cisza jaka następnie zapadła była ciężka, przesiąknięta grozą, lecz Szatan nie drgnął nawet. Stał tam tylko, nadal spokojny, wpatrując się bez zaciekawienia w leżącego nieruchomo Ducha. Wydawał się niemalże napawać tą chwilą spokoju.

Wtedy jednak błysk nagle ożywił jego zimne oczy, usta wykrzywiły się w przerażonym grymasie i gwałtownie padł na kolana.

- Nie, nie, nie! - zawołał panicznie i chłopca za ramiona pociągnął do pionu, posadził opartego o ścianę jak szmacianą lalkę.

Duch żył widocznie, bo drgnął lekko, chwiał się na boki, lecz Szatana wydawał się kompletnie nie widzieć. Biały demon czule ujął jego twarz, usta przyciskając do czubka głowy.

- Przepraszam - szepnął, mocno zaciskając powieki. - Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam...

Szatan oderwał się od niego, głaszcząc go, to zaś ściskając jego ramiona, to składając drobne pocałunki na jego głowie i twarzy skrytej za materiałem.

- Nie chciałem - dodał równie cicho, obejmując go, tuląc do własnej piersi. - Nie chciałem ciebie skrzywdzić.

Duch wydał jakiś słaby odgłos, chętnie się opierając o kształt nieco przyjemniejszy od tej twardej ściany o ostrych krawędziach. Odkaszlnął słabo i przełknął.

- To ja... przepraszam.

- Powinieneś. Powinieneś przepraszać, ale to już nie szkodzi. Zaraz przestanie boleć - mruknął, delikatnie znów go głaszcząc po głowie, lecz tym razem jakieś ciepło emitowało z jego dłoni, obce mu dotąd, bo Szatan przecież się brzydził podobnymi zdolnościami. - Słuchaj się mnie następnym razem, tak? Słuchaj się i już nigdy więcej tego nie zrobię.

Chłopiec pociągnął nosem, pod welon wsuwając dłoń, by rękawiczką przetrzeć twarz.

- Ja nie... - zaczął, lecz prędko zamilknął, gdy znowu zalęknął się tego czujnego, krwawego spojrzenia.

Strzelajmy W Szczury 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz