Rozdział 20

32 5 0
                                    

Tym razem Edward dość szczęścia miał, by wyłącznie się otrzeć o chorobę. Z Asmodeusem było nieco gorzej. Przemarzł bardziej niż pozwalały mu granice jego możliwości, a ciało wycieńczone ciągłymi upadkami nie zniosło tego najlepiej. Całe szczęście sukuby, które nadal zalegały w ich sypialni, z wielką chęcią przejęły na siebie obowiązek wykurowania go z powrotem do pełni zdrowia. Dobra była to szansa dla nich, by znów wkupić się w dobre łaski oraz dla księcia, który ostatecznie pod naciskiem surowych spojrzeń Edwarda przeprosił Basta. Konkub odparł, że przecież nigdy by mu się nie śniło chować żadnych żali wobec swego pana. Asmodeus z grzeczności to drobne kłamstwo pominął wyłącznie lekkim uśmiechem.

Żmije z najwyższą czułością, niemalże szczerą otuliły go kocami i naznosiły ziołowych wywarów, których sposoby przyrządzania podpatrzyły od Edwarda. Demony osobliwie znosiły choroby. Pierwsze objawy pojawiały się niemalże od razu, były gwałtowne i mocne, ale krótkotrwałe przy odpowiedniej opiece. Tej nocy u Asmodeusa objawiały się bardzo mocnymi drgawkami, do tego stopnia, że zmuszony był ściągnąć protezę, by nie uszkodzić nią przypadkiem ramy łóżka. Poza tym trudno mu było oddychać i ciągle łapały go skurcze, gdy jego energia mechanicznie usiłowała na różne sposoby unormować pracę jego fizycznego ciała.

Z tych powodów kolejnego ranka Edward postanowił go nie budzić i zostawił samego w sypialni. Wtedy leżał już spokojnie, widocznie wracając do siebie, ale burzliwa noc musiała okropnie go zmęczyć.

- Moglibyśmy się przejść gdzieś dalej.

Edward otrząsnął się z namysłu, w którym od ostatnich kilku minut gapił się w lodówkę, usiłując złożyć coś sensownego do jedzenia z kostki margaryny, sałaty i połowy opakowania serka wiejskiego. Szatan opróżnił większą część ich zapasów...

- Czyli gdzie? - zapytał, wyciągając wreszcie te marne resztki, by skleić z nich przynajmniej w połowie pożywne kanapki.

- Do lasu. Lubię takie wyprawy w teren, a z tego co widziałem jadąc tu jest całkiem spory - odparł Oskar ze wzruszeniem ramion. On sam całe szczęście nie jadł, popijając jedynie kubek czarnej kawy - Może się nawet zgubimy. Byłoby zabawnie.

Edward nie miał wielkiej ochoty na wyprawy, nie po wczorajszym. Asmodeus też na pewno uprze się, żeby iść z nimi, by robić za psa obronnego mimo jego słabego zdrowia. Zarazem jednak pewne wspomnienie wznieciło w Edwardzie złośliwą iskierkę. Wspomnienie tego jak Oskar nabijał się z niego, gdy wracali do seminarium po swoich nielegalnych nocnych wyprawach i Edward ledwo co siły miał wspiąć się po kratownicy na ich parapet. Teraz dzięki treningom nie mógł już się wstydzić swojej sprawności fizycznej, a myśl okazania tego stała się całkiem kusząca.

- Biegnij spytać Darii - postanowił wreszcie.

Nie miał zamiaru puszczać Asmodeusa z nimi. Potrafił się przecież bronić. Poprzednie dwa razy dał się zaskoczyć, tym razem będzie gotowy. Przy odrobinie szczęścia zdążą wyjść i wrócić zanim demon się w ogóle obudzi.

Oskar dosłownie potraktował jego słowa, z hukiem odstawiając kubek, nim Edward mógł zmienić zdanie. Miał on pewne zamiłowanie do wspinania się po miejscach, które do wspinaczki nie służyły. Edward już domyślał się, że odwróci tylko wzrok i zaraz zobaczy go na jakimś drzewie.

Uśmiechnął się krótko za nim, rozbawiony jego dziecinnym zapałem, a chwila nieuwagi prawie odebrała mu jego śniadanie.
Kochanie wskoczyła na blat i obwąchiwać zaczęła marne kromki suchego chleba z serkiem. Całe szczęście Edward zdążył ją złapać nim mogła spróbować go okraść. Ksiądz odstawił ją na podłogę i śmiertelnie urażona z krótkim sykiem w jego stronę od razu pobiegła na skargę.

Strzelajmy W Szczury 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz