Rozdział 32

21 5 3
                                    

- Jak poczuwasz się z faktem nawiązania intymnej, romantycznej relacji ze swoim przybranym ojcem?

Planem Edwarda było go ignorować, ale prędko mógł się przekonać, że nie bez powodu ignorowanie Szatana czyni z ludzi świętymi.
Kilka sekund krzywienia się i marszczenia brwi zajął mu opór, po czym wreszcie obejrzał się przez ramię.

- O czym ty gadasz znowu?

Kilka już minut temu Szatan odwrócił się do niego plecami i po części położył znów na końskim grzbiecie, grzebiąc w torbach przy siodle. Edward usiłował go powstrzymać, ale było to niewygodne, a poza tym Lucyfer całe szczęście szedł zaraz za nimi i patrzył mu bez przerwy na dłonie.

- Jesteś moim potomkiem, Asmodeus to mój mąż, ojciec twojej przybranej siostry, a więc jest twoim... - pozwolił mu dokończyć.

Edward prychnął pod nosem, znów tracąc zainteresowanie.

- Jesteś ohydny - zbył go tylko.

- Nie ja wiążę się z moim przybranym ojcem... przybranym dziadkiem. - Uniósł wysoko brwi i gwizdnął do siebie, wracając do przeszukiwania wielokieszonkowych toreb.

- O wiele bardziej cię lubiłem, gdy gadałeś tylko nonsense do ściany - mruknął gorzko Lucyfer, na co białemu demonowi oczy zaświeciły jaśniej.

- Lubiłeś mnie?

- Twoja obecność naprawdę upośledza moją zdolność przewidywania...

- Już taki bywam rozpraszający. - Uśmiechnął się do niego. - Ale wracając do rodzinnych tematów-

O czymś zaczął rozprawiać, ale dyskretnie Lucyfer zwolnił kroku, cofając się na tyle, by znaleźć się przy Asmodeusie, który szedł bardziej z tyłu.

- Co zazwyczaj robiłeś, żeby go zamknąć?

Książę podniósł głowę, patrząc wpierw na Szatana, potem na Lucyfera, ostatecznie rękami zakrywając pierś, jakby przez skrępowanie.

- Ale tak przy wszystkich?

Lucyfer sapnął zirytowany.

- A coś innego?

Asmodeus chwilę się zastanowił, po czym znów brodę uniósł wyżej i dłoń przyłożył do ust.

- Bi! - zawołał, a biały demon wpół słowa urwał i spojrzał na niego. - Posiadam morza bez wody, pola bez gleby, góry bez skał i pustynie bez piasku. Czym jestem?

Szatan wyprostował się chwilowo, otwierając już usta, lecz wtedy wygasł ten błysk w jego oku. Przymrużył oczy i zaraz znów się położył, głowę kładąc na dłoniach i wreszcie milcząc, pogrążył się w namyśle.

- Strasznie się zajawia na te zagadki - szepnął do Lucyfera, na co władca uniósł już tylko brwi.

Cóż, póki działało, nie miał zamiaru się w to zagłębiać.

Dalsza część drogi minęła więc dużo przyjemniej. Pozostawili za sobą równiny, teraz powoli wstępując w tereny górzyste, gdzie skalne wzniesienia pięły się ku niebu jak potężne wieżowce, znikając gdzieś w gęstych, szarych chmurach. Szli wzdłuż podnóży, lecz teraz Szatan sprowadził ich jeszcze niżej i oto znaleźli się w wąwozie, ciasnej szczelinie góry, która wyglądała na rozrąbaną na pół toporem. Skalne ściany tworzyły korytarz na tyle długi, że dostrzec nie mogli drugiego końca. Kilkanaście metrów ponad ziemią przylegały do nich kamienne półki, stopnie idące wzdłuż przez całą, lub większość przynajmniej długości. Tylko na tyle były szerokie, by dało się nimi przejść, z góry patrząc na dno wąwozu. Przy nich widniało kilka czarnych plam, jaskinie, idealna kryjówka dla planowanego ataku.

Strzelajmy W Szczury 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz