Rozdział 6

33 7 1
                                    

Pstryknięcie w głowę wyrwało go z mgły myśli, niezbyt silne, a przynajmniej słabsze od tych do których był przyzwyczajony. Klara robiła to znacznie mocniej, choć rzadziej, z reguły stawiając na szturchanie go kijem w żebra. Metoda brutalna, ale niezawodna.

- Lisieee - rozległo się obok i Edward wreszcie strzasnął z siebie znużenie.

- Hm?

- Pytałem, czy odbierasz - odparł, cofając się znów na swoje siedzenie. - Trzymasz się?

- Tak. Myślę.

- Buuu! Myślenie jest przereklamowane - oznajmił. - Musisz sobie odpuścić. Jak ja.

- Dzięki, ale nie skorzystam - mruknął, przecierając jeszcze raz oczy z nadzieją, że chłód jego dłoni trochę go orzeźwi.

Edward niestety tego dnia wyjątkową trudność znalazł w nadążaniu za demonem. Padało cały dzień, a deszcz zmył wszystkie kolory z drzew i nieba, pozostawiając po sobie mdłą szarość. Wprowadzało go to w znużenie, a dodatkowo w aucie było mu całkiem ciepło, skórzane siedzenia nic do życzenia nie pozostawiały pod kątem wygody i pierwszy raz wizja spania w aucie okazała się dla niego taka kusząca.
Zarazem zbyt jednak niespokojny był na sen. Nadal zapomnieć nie mógł tego, co się wydarzyło przedwczoraj na polanie...

- Naprawdę nie mam ochoty słuchać pasywno-agresywnych komentarzy Mammona - przyznał, odchylając jeszcze na moment głowę, by komfort znaleźć w dopasowanym do kształtu karku oparciu.

- Oj jak on się o tym dowie, to będzie agresywno-agresywny - odparł, teraz również z mniejszą chęcią zerkając przed siebie.

Edward już sił nie miał odpowiadać i przekręcił się tylko, by z tylnego siedzenia zabrać swoją maskę. Nie spodziewał się jej nosić tego dnia. Zapowiedzieli się Mammonowi na ostatnią chwilę, na co w jakiejś tajemniczej wiadomości rozkazał im ubrać się elegancko. To znaczy Asmodeusowi. Edward był gościem-niespodzianką, inaczej nie otworzyłby im drzwi.

A więc na tą wieść Edward wydobył z trudem swój zakurzony garnitur, który ostatni raz na sobie miał jak mu obcinali krawat. Nie był zbyt wygodny, trochę ciasny, szczególnie marynarka, którą ostatecznie musiał sobie odpuścić. Pozostał więc w eleganckich spodniach i czarnej kamizelce, od wyglądu kelnera ratując się tylko czerwoną koszulą. Pokazując się demonom, zawsze musiał na sobie mieć coś czerwonego. Tak go Lucyfer uczył.
Ponoć gdy już się w piekle otrzymywało przydomek, trzeba było dbać o niego bardziej niż o własną matkę.

Wymieniając się spojrzeniami po raz ostatni, równo wysiedli z auta na żwirową ścieżkę. Stali na uboczu podjazdu, na tyle daleko by spacer aleją ściśniętą wysokimi lipami mógł ukoić trochę ich nerwy.

Asmodeus prezentował się nieco jaskrawiej, jak to zresztą miał w zwyczaju. Postawił na bardziej kobiecy strój z lśniącym i lekkim materiałem w pudrowym kolorze. Była to napuszona suknia, z trójkątnym wcięciem z przodu zakończonym falbaną. Edward dziwił mu się za to, gdyż przez to miał całkiem odsłonięte nogi, a z reguły demon wolał skrywać protezę. Asmodeus jednak większej uwagi na to nie zwrócił i tylko samo złączenie skrył za skórzanym pasmem, gdyby ktoś za zabawne uznał próby szarpania za zapięcia.
Co do góry, nie posiadał jej praktycznie. Tylko kawałek tego samego materiału owijał jego szyję na kształt szalu, po czym schodził na pierś i zasłaniał ją, zawiązany na plecach.
Nieskromny był to strój z pewnością, ale szczerze po pewnym czasie Edward po prostu stracił wrażliwość na takowe.

Całą drogę przebyli w milczeniu, każdy zajęty snuciem własnych planów i wreszcie zaszli pod te wysokie drzwi, wrota tak właściwie.
Edward naciągnął maskę na twarz i uchylił jedno skrzydło. Demon ledwo co zdążył zajrzeć do środka.

Strzelajmy W Szczury 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz