Rozdział 46

13 2 0
                                    

Uprzednie spekulacje Edwarda okazały się jednak słuszne. Wygnańce spali wszyscy razem. Każdy wynajdował sobie swoje miejsce na wolnych leżakach szpitalnych, podłodze wysłanej poduchami, lub zalanej alkoholem. A że miejsc tych było niewiele, często spali po kilka na jednym, tym samym żegnając uprzednie spory. 

Jemu i Asmodeusowi z jakiegoś dziwnego powodu przypadła ogromna wygoda osobnej kwatery. Edward miał okazję miasto obejrzeć jeszcze raz, tym razem z góry, bo ich pokój był wprawdzie dziurą wydrążoną wysoko w skale i obitą deskami. Prowadziły do niej strome schody, od których skrzypienia nogi mu miękły. Ostatecznie jakoś wdrapał się na szczyt i teraz widok roztaczał się przed nim na całe miasto.

Prędko jednak dość miał oglądania i zasunął ciężką, skórzaną kotarę, która zastępowała im drzwi. Wymagała dosyć sporo siły, ale zasłonięta kompletnie odgradzała ich od reszty świata.

– Mogło pójść gorzej, co Aziacz? – zapytał, wyciągając ręce, by rozciągnąć obolałe barki.

– Tak, moglibyśmy być martwi – mruknął w poduszkę. – Zaczynam preferować tą alternatywę. 

– Strasznie się zrzędliwy robisz, jak jesteś zmęczony – zakpił, klepiąc po łebku psa, który wiernie czuwał przy jego nodze.

– A dwóch takich zrzęd już by ten świat nie zniósł.

Edward uśmiechnął się mimo wszystko, zbliżając się do posłania w postaci sterty kołder, poduch i puchatych skór rozłożonych na podłodze. Powoli zaczynał myśleć, że wicie gniazd z pościeli nie było tyle zwyczajem Asmodeusa, co demonów ogółem.
Zabrał jedną z krzywych, szarawych poduch, podsuwając ją lucyferowi. Pies pochwycił ją prędko w pysk i rozłożył się zaraz obok.

Z głębokim westchnieniem Edward wyciągnął się obok demona, który tulił pod głową zawiniątko pościeli, oczy już mając zamknięte. Oboje byli wyrozbierani do samych spodni, by osuszyć ubrania z alkoholu.

– Myślisz, że czemu Adram nam załatwili osobny pokój?

Nie interesowało go to szczególnie, ale o niczym nie marzył tak jak o posłuchaniu głosu tego demona. 
Asmodeus otworzył oczy i patrzył na niego przez długi moment.

– Gdy dwójka demonów się bardzo, bardzo kocha, to idą-

– Dobra, nie było pytania. Mogłem się domyślić – sapnął, odwracając się na drugi bok, a więc usłyszał już tylko jak Asmodeus parsknął śmiechem.

Prędko przywarł do jego pleców i przytulił razem z dużą częścią pościeli.

– Asmodeus!

Na niewiele jednak zdały się jego sprzeciwy, gdy demon z werwą wciągnął go na siebie i przerzucił na drugą stronę, po drodze ciasno zawijając go pościelą. Maskę miał zdjętą, a więc w stanie był zrobić cały spektakl z długiego i bardzo mocnego pocałunku na jego policzku, który zakończył głośnym cmoknięciem.

– Bo nie dość przeszedłem przez ostatni tydzień. Jeszcze ciebie mam znosić, pewnie, czemu nie.

– Stęskniiiłeś się – zadrwił Asmodeus, ściskając go mocno. – Przyznaj się, płakałeś po nocach?

– Oh, oczywiście. Tak mnie ta chwila spokoju od ciebie męczyła, że wytrzymać po prostu nie mogłem – odparł złośliwie, nawet nie próbując się wydostać. – A ty?

– Nie miałem niestety wolnych nocy na rozpaczanie, odkąd tu jestem. – Westchnął ciężko, pozwalając, by głowa opadła mu na posłanie. – Żeby was wyciągnąć z opresji, musiałem nawiązać tu kilka przyjaźni, to łaziłem z nimi na te wszystkie przyjęcia. A tych, co byli trudniejsi, cóż... Nauczyłem się, że ciężko mi czegoś odmówić w trakcie cielesnego aktu.

Strzelajmy W Szczury 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz