Rozdział 15

30 7 0
                                    

Edward nie czuł się gotowy. Choć zresztą, czy dało się na to przygotować? Szedł jak na ścięcie, licząc kroki przemierzane przez tą pustkę, prowadzony przez Lucyfera, gdy piekielna wieża wznosiła się tylko niewielką, jasną plamą za ich plecami. Była jedynym punktem odniesienia, bardzo ogólnym, a jednak władca pewnym krokiem przemierzał Otchłań. Więziła miliony i biliony dusz ludzkich, ale przestrzeń była to tak szeroka, że nigdy żadna się na drugą nie natknęła. Miejsce samotności, dobijającej kontemplacji z dala od Bożego światła.

- Jak się tu odnajdujesz? - spytał Edward, głównie dlatego, że ta cisza ciążyła mu strasznie na i tak napiętych nerwach.

- Po zapachu - odparł krótko i tyle było z ich rozmowy.

Długi marsz przebyć musieli, póki wreszcie inna struktura nie ukazała się ich oczom.
Kamienna piramida, spora w swych rozmiarach, ale ani w jednej milionowej nie dorównująca wieży. Siódemka demonów tam była i dwa ogary, jeden w postaci psa, drugi ptaka, przesiadywali na kamiennych blokach.

- Czemu akurat tyle?

- Ta siódemka jest na stracenie, gdy pies pobiegnie do wieży z ostrzeżeniem. A orzeł jest awaryjnie, gdyby pies nie wystarczył - wyjaśnił, na co ksiądz uniósł brwi, jeszcze raz im się przyglądając.

Demony chciwości, jak mniemał. Za odpowiednią zapłatą, tylko one by się skusiły na taką pracę...
Wrota piramidy były niewielkie, lecz grube, wykonane z czegoś, co przypominało czarną stal. Dodatkowo okalały ją łańcuchy, a pęk kluczy zabrzęczał w dłoni Lucyfera, gdy odpiął je od paska. Trzy kłódki odpiąć musiał, nim te nie opadły i dopiero wtedy, z całą swoją nadprzyrodzoną siłą, z trudem uchylił drzwi.

Po drugiej stronie ujrzeli kompletny mrok, jakby to czarna ściana znalazła się zaraz za drzwiami. Lucyfer wstąpił do środka, z Edwardem ostrożnie podążającym za nim. Dopiero z pstryknięciem palców władcy, światła zajaśniały przy ścianach, rozrzedzając nieco ten mrok. Nie były to jednak pochodnie, lecz coś na rodzaj drobnych gwiazd wetkniętych między kamień, chociaż dużo słabsze światło dawały. Albo może to ten mrok pożerał większość ich mocy.

Sama piramida była całkiem pusta i tylko na jej środku znajdował się z pozoru nieskończenie głęboki dół w kształcie koła o średnicy kilkunastu metrów. Ściany tam również oświetliły teraz „gwiazdy", a Edward dostrzec mógł napięty łańcuch, przypięty u góry piramidy i zwisający na samo dno.

- Przytulnie tu ma - mruknął, gdy Lucyfer poprowadził go do krawędzi.

- Czego się nie robi dla starych przyjaciół... - odparł niechętnie, stając o krok od przepaści i wychylając się, by zajrzeć w dół.

Choć była oświetlone, dna nie dało się dostrzec, jakkolwiek by wzroku nie wytężać...
Lucyfer złapał głębszy wdech, cofnął się dwa kroki i przeszedł małe koło, unikając zerkania w stronę studni. Edward oglądał go z uniesionymi brwiami.

- Tak źle?

- Nie chodzi o niego - parsknął wściekle, lecz zaraz odzyskał panowanie nad sobą.

Otrząsnął się i wreszcie rozpostarł brylantowe skrzydła, ostrożnym krokiem stając znów przed krawędzią. Wyciągnął ręce przed siebie, a Edward stanął przed nim, pozwalając by władca objął go mocno wokół piersi. Ostatni, ciężki wdech usłyszał nad uchem i w tej samej chwili wzięli krok do przodu. Runęli prosto w dół.
Edward nie był pewny ile tak spadali. Minutę, dwie może, aż wreszcie Lucyfer w ostatniej chwili rozpostarł szeroko skrzydła i twardo wylądowali na dnie.
Kurz uniósł się pod ich nogami i dopiero gdy opadł, Edward mógł ujrzeć najgorszego więźnia wszystkich światów.

Strzelajmy W Szczury 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz