Rozdział 23

27 5 1
                                    

Nie zobaczyli ich już tamtego dnia, a kolejnego konieczność spieszenia się z przygotowaniami zgoniła ich ze swoich wart. Edward przez moment rozważał udanie się w odwiedziny do pani Natalii, mamy Darii, ale ostatecznie odpuścił, decydując się pozostawić im trochę przestrzeni tak długo, jak im los, czy raczej Lucyfer pozwoli.

Tym razem zamiast składać niestworzone historie, Edward wziął zwykły urlop na czas ich wyprawy. Jeśli natomiast nie wróci przed jego końcem... cóż, będzie dobrze, jeśli wróci w ogóle. Tak czy inaczej dzięki temu postanowił wykorzystać prawdopodobnie ostatnią noc dobrego snu, szczególnie, że Oskar również przepadł, a więc mogli zsunąć łóżka z powrotem. Nawet Asmodeusa widocznie opętał duch ostatecznego lenistwa, gdy pod wieczór przybrał swoją drugą formę i kładąc się wygodnie, Edward położyć mógł się przy nim jak przy dodatkowo przerośniętym niedźwiedziu. Dawno nie spał tak dobrze.

Kolejnego dnia jednak pobudka czekała ich nieco wcześniej, a już szczególnie Asmodeusa, który cudem wykaraskał się z łóżka bez budzenia Edwarda. Ubrał się nad wyraz elegancko, w czarną koszulę z bufiastymi rękawami oraz obcisłą, rubinową kamizelkę w ornamentowe wzory. Poza tym oczywiście założyć musiał wyjątkowo nieskromne spodenki i skórzane buty na obcasie, które ze swoją wysokością prędzej służyły mu jako spodnie, niż faktyczne spodnie. Tak przygotowany, pochylił się nad Edwardem, który zwinięty w kołdrę nadal tulił twarz w poduszkę, z tymi jaskrawymi włosami sterczącymi we wszystkie strony.

- Lisie. - Szturchnął go lekko. - Lisieee...

Edward mruknął coś przez sen i odwrócił się na drugi bok.

- Litenov!

Gdy jednak nawet podniesienie tonu do nieco głośniejszego szeptu nic nie dało, Asmodeus westchnął ciężko, prostując się i przez moment tylko stał tak, z rękami skrzyżowanymi na piersi.

- Litenov, jestem w ciąży.

Chwilę demon pozwolił tym słowom wisieć między nimi, póki Edward nie odwrócił się na plecy i zapierając na łokciach, spojrzał wreszcie na niego z powiekami nadal poklejonymi snem.

- ...co?

- Mówiłem, że wychodzę. Wrócę za jakąś godzinę, dwie - odparł raźnie. - Spróbuj nie skonać z tęsknoty w tym czasie.

- Będzie ciężko.

- Wiem - odparł z uśmiechem, mierzwiąc dodatkowo jego włosy, po czym opuścił wreszcie sypialnię.

Gdy jednak kilka minut później zbierał się już do samego wyjścia, przy boku trzymając czarną torbę, czujnie obwąchiwaną przez lucyfera, zatrzymał się w pewnej chwili. Zmieszany spojrzał na Edwarda, który z ubraniami w dłoni smętnie wywlókł się z sypialni.

- Nie wracasz spać?

- Też mam coś do załatwienia - odparł niemrawo, na co Asmodeus prędko do niego doskoczył, uparcie goniąc go aż do łazienki.

- Ohoho. A co takiego?

- Nie interesuj się bestio - prychnął, drzwi zamykając mu przed twarzą. - Niespodzianka! - zawołał jeszcze przez nie, ostatecznie rujnując możliwość skupienia się Asmodeusa na kolejne kilkanaście godzin.

Niestety nie mógł go pomęczyć dużo dłużej. Czas go naglił, a więc zabrał znów torbę, w którą pies już z piskiem wpychał nos i wyszedł na zewnątrz, by wpakować ją na tylne siedzenie auta. Ranek był stosunkowo późny, życie wytoczyło się już na ulicę w postaci figur odzianych w długie płaszcze. Rajlejk było całkiem bezpiecznym miejscem. Niegdyś może, dawno temu, było jednym z najplugawszych dziur, gdzie przejście główną ulicą było tak samo niebezpieczne, co nocne spacery po szemranych zaułkach wielkich miast. Zmieniło się to jednak, głównie dlatego że Asmodeus przestał być nikczemną zjawą, która swoje własne frustracje przelewała w to miejsce, zamieniając wieś w miniaturowe królestwo ciemności i rozpusty. Teraz tak właściwie szło go pomylić z cherubem, bo w końcu nikomu krzywdy nie czynił, a jakiekolwiek inne demony bały się wstąpić na jego teren.
O dziwo jednak przez tą myśl Asmodeus posmutniał, sam wyjaśnić nie mógł dlaczego, lecz jakiś... strach, jakby nie jego własny, zaczął kołatać w jego piersi.

Strzelajmy W Szczury 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz