Rozdział 8

30 6 0
                                    

Powitaniem było mu łupanie w głowie, jak młot walący w jego kark, którego rdzeń pozornie zastąpiony został cementem. Pukanie w okno jednak przestraszyło go i zerwał się tak, że poczuł w szyi trzask i ból przez ułamek sekundy tak silny, że gotowy był zemdleć. Opanował się jednak i ścierając pospiesznie sen z powiek, zerknął za okno auta.
Było jeszcze całkiem ciemno, a żwirowa aleja groźnie lśniła na tle całkowitego mroku, oświetlana rzędami lampek ogrodowych. Kolejne pukanie w szybę, tym razem jeszcze agresywniejsze, zgoniło z niego ten nagły napad niepokoju i czysto mechanicznie Edward odblokował drzwi. Poczuł chłód na plecach i doszedł go chwilowy świst wiatru, gdy tylne zostały otworzone z impetem.

- Azi - powitał go zdezorientowany, gdy demon został wepchnięty do środka.

Nie wyglądał zbyt tęgo. Jego ubrania były porozciągane, włosy zwichrzone, pełne kołtunów i Asmodeus nawet nie wysilił się na tyle, by usiąść. Jak padł na tylnych siedzeniach, tak leżał i drzwi z hukiem zatrzasnęły się za nim.
Wtedy Edward zorientował się, że nie przywlókł się tu sam.
Nie zdążył poczynić żadnych innych, błyskotliwych obserwacji, gdyż tym razem lodowaty wiatr uderzył jego ramię.

- Czego w „zabierz go do domu" nie zrozumiałeś!?

Dopiero jednak ksiądz zaczynał pojmować swoje otoczenie i zagubiony kilka sekund potrzebował na przyjrzenie się postaci, która wściekła wisiała teraz nad nim.

- A co miałem zrobić!? - odparł wreszcie. - Uparł się!

- Iść za nim chociaż!

- Jakby mnie Mammon wpuścił!

Erlik zacisnął rękę na drzwiach i przez moment Edward przestraszył się, że wgniecie blachę. Nie było to w końcu ich auto, a dopiero co zdobył przychylność Mammona...
Czarny demon patrzył na niego jak zawistny gad, jego ciemne szaty targane przez silny wiatr, gdy oczekiwał widocznie aż Edward stanie w płomieniach.

Nagle odsunął się, trzasnął drzwiami, a jego kroki rozbrzmiały na żwirowej drodze, gdy obszedł auto.

- Raz się odezwiesz niepytany - syknął, wsiadając na miejsce kierowcy - i masz w pysk, zrozumiano? - Obejrzał się przez ramię. - I ty też!

Asmodeus tylko burknął coś niezrozumiałego, usiłując zakopać zamaskowaną twarz w skórzanych siedzeniach.
Edward miał więcej do powiedzenia, ale w tamtej chwili ciężko było mu cokolwiek z siebie wykrzesać, gdy w ruchach niemalże furiackich Erlik zaczął szperać po wszystkich pobliskich schowkach.

- Przeklęci imbecyle. Raz w życiu chciałem mieć spokój to nie! Będę niańczył dwójkę dorosłych mężczyzn!

- Nie jestem mężczyzną...

- Szczym tam ryj na tyłach.

Edward potrzasnął do siebie głową, jakby się miał po raz kolejny obudzić. Gdy po mrugnięciu nadal jednak był na swoim miejscu, zwrócił się w stronę czarnego demona mimo ostrzeżenia.

- Co ty robisz?

- Odwożę was do domu. Skoro to dla ciebie zbyt trudne zadanie. Nie dam tej kalece tu spać, bo znowu się w coś wpieprzy, a ja mu nie będę matkował całą noc - syknął, zatrzaskując schowek na okulary i wyciągnął rękę w stronę tylnych siedzeń. - Kluczyki.

Asmodeus sapnął, jakby mu Erlik co najmniej rozkazał przebiec teraz cały maraton. Przewalił się na plecy i sięgnął w stronę biustu swojej sukni, by z grubego futra wydobyć kluczyki pozbawione breloczka.

- Jesteś obrzydliwy.

- Ta, ta... możecie być już ciszej? - mruknął, wręczając mu je niezdarnie, po czym znów zwinął się wygodnie. - Chyba umieram...

Strzelajmy W Szczury 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz