Rozdział 48

13 3 0
                                    

Wtenczas inny demon, niejaki Brenen, choć nikt go o imię nie pytał, stał wyprostowany jak pies na pokazie. Wskutek zatargów z cherubinem, podczas którego spierali się kto pierwszy zajął jakąś mieścinę egipską, stracił oczy. Anioł stracił rękę, o czym Brenen nie dawał nikomu nigdy zapomnieć. Tak czy inaczej teraz nie widział, ale czuł za to doskonale. Ciepły, gorący oddech osiadał mu na twarzy i w dół spływał jak syrop. Czuł jak te gorejące płomieniem oczy lustrują go z góry do dołu powoli, uważnie, studiując każdy mały szczegół.

Szatan wyprostował się wreszcie i obejrzał na Edwarda.

- Nie. To nie on - powtórzył słowa, które Edward i Adramelek zdążyli usłyszeć już dziewięć razy dzisiaj.

- Mam wrażenie, że się z nas nabija... - mruknęli pod nosem Adramelek. - Brenen, jesteś wolny.

- O dzięki losowi - odetchnął głęboko i jak najprędzej oddalił się od żarliwej aury Szatana, która moc miała jak po wybuchu jądrowym.

- Każdemu się tak przyglądasz - zauważył szorstko Edward. Godzinę temu jeszcze stał, ale teraz już nie miał na to siły i z Adram siedzieli na drewnianej ławie w kuchni, popijając ziołowy wywar domowej roboty. - Myślałem, że możesz go wyczuć.

- Bo mogę, ale nasza więź wskazuje mi go jak, jak, jak... - zamyślił się na sekundę, spojrzenie kierując w górę - jak światło latarki. Widzę kierunek, ale im bliżej jestem, tym jest ono szersze, tym słabsze.

Edward żałował, że nie miał tu Lucyfera, który dotąd weryfikował wszystkie teorie Szatana.

- Super - burknął i znów obrócił się do Adramelek. - Kto jest kolejny?

- Carys. Zaraz go przyprowadzę - odparli, wstając z ławy i rozciągnąwszy ostałe kości, znów ruszyli w dół schodów platformy.

Edward westchnął ciężko, opierając się plecami o stół i kładąc na nim łokcie. Nie spuszczał Szatana z oka, obserwując jak znudzony rozdrapuje znowu podrażnienia na jego nadgarstkach.
Wtedy Edward już wiedział, że ani Carys, ani żaden kolejny demon nie będzie przez niego rozpoznany. Tylko jak biały demon mógł złamać przysięgę i ich opóźniać?

Strawili tam cały dzień. Po dwóch kolejnych kandydatach Adramelek zmuszeni byli już wrócić do własnych spraw, gdyż w te kilka godzin wyczerpali cały pokład zaufania, którym darzyli współpracowników na szpitalnej platformie. Edwardowi przekazali listę. Niestety wygnańcy jego nie słuchali już tak chętnie, gdy ładnie prosił, by porzucili pracę i dali się obwąchać temu blademu panu.

Następnie więc zabrał lucyfera i z Szatanem odbijał się z kąta w kąt, powoli, by biały demon miał okazję dokładnie oglądnąć i zapoznać się z zapachem każdego mijanego wygnańca. Wciąż nic. Twardo stał przy swoim i po raz kolejny złożył przysięgę na imię, że Duchem z pewnością nie jest żaden z kandydatów.

- Długo jeszcze? - spytał smętnie, wlekąc się chwiejnym krokiem za Edwardem. - Ominęliśmy obiad, głodny jestem.

- Kolację i śniadanie też widocznie ominiemy - odparł szorstko. - Niech to będzie twoja kara za oszukiwanie nas.

- Ale ja nie oszukuję! - sprzeciwił się płaczliwie. - Żaden z nich nie jest nim! Nosz pomyśl sekundę, tak wspaniała więź jest między nami, z tak dala wyczuć go mogę, po takim czasie, wszędzie bym go rozpoznał. Nie sądzisz, że i on mnie by poznał? Zareagował na mój widok czymś innym poza płytkim strachem tych, co dziś widziałem?

- Może. - Kiwnął głową, schylając się, gdy zwinnie przeciskali się ciasnymi uliczkami między platformami. - A może wymazałeś się z jego wspomnień. Tak samo jak jego wymazałeś, ze wspomnień innych.

Strzelajmy W Szczury 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz