Rozdział 24

21 6 0
                                    

Asmodeus niezbyt dawno temu dokonał obserwacji, że z coraz mniejszą chęcią odwiedzał swoje królestwo. Cóż, żmije może umilały mu czas, szczególnie gdy zaczęły się czuć przy nim komfortowo, ale nie o to przecież chodziło. To było jego królestwo. Jego. Jego domena. Kwintesencja jego natury. Powinien się czuć tam jak ryba w wodzie, oddychać głębiej, dochodzić do pełni swojej mocy, a jednak... jakieś smętne mu się wydawały te ściany. Pewno, jego potęga znacznie rosła w jego własnych korytarzach, ładując go ciągle świeżą dawką energii, tyle że miał wrażenie, że kompletnie tej mocy nie czuje. Wydawało mu się bardziej, że zaledwie przekierowuje ją gdzieś z zewnątrz, nie że płynie jego ciałem, przez jego żyły i nerwy.

Ale cóż, niestety książęcy los był taki, że nie zawsze robiło się to, na co się miało ochotę. Po odstawieniu Kochanie, Asmodeus zstąpił do piekieł, swoje miejsce znajdując w jednym z pokoi. Nie był wielki, w kształcie koła, a przy ścianach na wstęgach przywiązane były bronie, od nowszych, lśniących różowym złotem, po stare, średniowieczne miecze z rozklekotanymi klingami. Asmodeus stał po środku na piedestale, akurat unosząc ręce, gdy Asura w talii objął go pasem skórzanego pancerza. Melek w tym czasie chwycił jedną jego dłoń, wciągając szynę zdobioną linią krótkich ćwieków.

- Jak ja nie znoszę tego nosić... - mruknął do siebie i nie zdążył powstrzymać drgnięcia, gdy ku jego częściowemu zaskoczeniu inkub nie krępował się oprzeć nogi na jego plecach, by jak najmocniej zacisnąć sznury zbroi. - Bo oczywiście po to tyle czasu strawiłem na tej formie, by teraz chować ją pod tym przeklętym strojem!

- Czasem trzeba ich uwieść, czasem postraszyć.

- Miałem wrażenie, że nastraszyłem ich już na całe milenia - odparł książę, unosząc drugą rękę dla Meleka.

Gomory podniósł na moment wzrok, a miejsce zajmował na niewielkim stołku, polerując długi, srebrny miecz, lśniący niby nowością, lecz uszczerbiony w kilku miejscach.

- Starych może, ale minęło sporo czasu. Nowi jeszcze ciebie nie znają - odparł.

- Więc co? Nic im udowadniać nie muszę.

- A potem przyłażą tu i wyzywają cię od psów. - Przytaknął, po czym westchnął cicho. - Trudno mi uwierzyć, że ani trochę nie tęsknisz za Laichzeitem.

- Byłem wtedy zwierzęciem.

- Może i byłeś, ale bestią prędzej. Prawdziwą. Moc masz to powtórzyć, tylko tym razem w bardziej... kontrolowany sposób.

Asmodeus uniósł brew, unosząc lewą nogę, by Bast nałożył na nią wysokiego buta, zapinanego na pięć pasów. Na prawej nie musiał nosić obuwia, a i nogawkę miał podciągnięta, odsłaniając metalową protezę.

- A czemuż miałbym to powtarzać?

- Dla rozrywki? - odparł, widocznie nie wykraczając w swoich słowach dalej poza luźne spekulacje. - Osobiście, gdybym miał możliwość powalić piekło na kolana, nie wahałbym się.

- Wybacz za mój udział w tej przemiłej konwersacji, ale odnoszę wrażenie, że naszemu lordowi podoba się obecny stan rzeczy - powiedział nagle Bast, odwracając się, by usiąść na piedestale, u stóp księcia. - Skoro jest szczęśliwy, po co niszczyć to bezsensowną pogonią?

- Wiesz, chyba ci tego udziału nie wybaczę - prychnął Gomory.

- Nie bądź taki sztywny - zbył go Asmodeus, po czym posłał mu złośliwy uśmiech, poprawiając fragmenty pancerza ku swojej wygodzie. - Chyba że potrzebujesz pomocy trochę się rozluźnić.

- Obawiam się, że zdążyłbym uschnąć, zanim byś się wykaraskał z tej zbroi.

- Ale do ust dostęp całkiem łatwy - zakpił, unosząc maskę, by błysnąć ostrymi zębami. - Skończyłeś już z tym mieczem?

Strzelajmy W Szczury 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz