Rozdział 34

15 5 0
                                    

- Znali mnie... - Jego głos zawiesił się, odbicie płomienia jak węże sunące po jego oczach, białych, a jednak ciemnych. - Skąd oni mnie znali?

- A to ciebie ktoś nie zna? - podsunął Oskar, zrywając skrawki trawy i ciskając w ognisko.

- Wszystkie moje walki są otwarte. Znam moich wrogów, ale ci są nowi - mruknął Lucyfer, lecz prędko jego grymas stał się jeszcze bardziej gorzki i nawet spojrzenia nie odwrócił od ognia. - Nie chcę jeść.

- Naprawdę będziesz o tym dyskutował? - westchnął Edward, stojąc nad nim, wciskając mu drewnianą miskę pełną zielonkawego wywaru.

- Moje ciało nic teraz nie przyjmie. - Pokręcił głową. - Jeszcze nie.

To był jego sposób godnego obrania w słowa faktu, że każdy kęs czy łyk pokarmu zaraz by zwymiotował.
Złapał wdech, a głęboki warkot rozbrzmiał z tyłu jego gardła, gdy twarz przetarł dłonią. Lucyfer nigdy dotąd nie chorował, bo prędko wyłapywał w sobie pierwsze objawy i sporządzał medykamenty nim te mogły się nasilić. Teraz nie miał takiej możliwości. Trucizna zadziałała za szybko i od godziny nie mógł drgnąć z oszołomienia i wyczerpania.

Edward nie naciskał dłużej i przeszedł na drugą stronę ogniska, siadając na ziemi.

- Ty dasz radę zjeść?

Nie otrzymał odpowiedzi od Asmodeusa, który siedział zwinięty wszystkimi możliwymi okryciami, głowę pochylając, by z jego karku nie zsunęła się szmata nasiąknięta leczniczą esencją, którą Edward niedawno przygotował. Dygotał bez przerwy, ledwo co mówił, wydając z siebie tylko syki, gdy cokolwiek chociażby drasnęło jego ranę.
Demon zdołał potrząsnąć głową.

- A coś innego może? - naciskał Edward, przysuwając się bliżej, by spojrzeć w jego zamaskowaną twarz.

Asmodeus złapał głęboki wdech, zbierając w nim wszystkie swoje siły.

- Wódki mi daj... - wymamrotał - i kobiety.

- Widzę, że humor ci wraca - mruknął smętnie, włosy odgarniając mu od spoconej szyi.

- Wątpię, by żartował - wtrącił się Lucyfer. - Alkohol pomógłby mu z bólem.

Tych kilka słów wydawało się życie przywrócić Asmodeusowi, gdy mimo że wciąż czuł ostrze w swoim karku, odwrócił głowę, by spojrzeć na Edwarda. Ten jednak prędko ugasił jego nadzieję:

- Absolutnie - powiedział nieubłagalnie, ale w ramach rekompensaty wyciągnął rękę, by czule pogładzić kolano demona. - Zaraz ci zrobię nowy opatrunek.

- A ja mogę zjeść?

Edward wzdrygnął się gwałtownie, gdy słowa te rozbrzmiały zaraz koło jego ucha, a gorący oddech spłynął mu po karku. Stanowczo odepchnął od siebie Szatana, bo oczywiście z ich szczęściem to on pierwszy doszedł do siebie.

- Bierz to i zejdź mi z oczu.

Wcisnął mu drewnianą miskę w dłonie i zadowolony ze swej zdobyczy biały demon znów odsunął się w swoją krawędź jasnego okręgu.
Mrok zapadł już dawno temu, a oni swą kryjówkę znaleźli w szerokiej szczelinie w ziemi, prawdopodobnie wydrążonej przez deszcz. Tylko tym mogli zapewnić sobie jakąkolwiek gwarancję, że ogień nie zdradzi ich pozycji.

- Wracając do wcześniejszego tematu - odezwał się Oskar, paznokciami skubiąc źdźbła trawy. - Jakikolwiek pomysł kto to był?

- Na pewno nie biesy Cadaver, za silni byli na to - odparł Lucyfer, spojrzenie znów gubiąc w płomieniach. - Demony gniewu też nie. One nie działają w tak złożony i racjonalny sposób, a poza tym Erlik zdążył ich utemperować. Innym księciem, który wie o naszej wyprawie jest Mammon, ale on by nas nie zaatakował.

Strzelajmy W Szczury 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz