Rozdział 40

13 3 0
                                    

Nie pamiętał jak to się do końca dalej potoczyło. Być może było to przez szok i truciznę w jego krwiobiegu, a być może jego umysł wyparł z pamięci te chwile terroru skręcające mu żołądek.

Obudził się kilka sekund później, obolały i półmartwy, leżąc na ziemi. Usłyszał krzyk, nie rozumiał jego treści. Demon co stał nad nim odwrócił się gwałtownie, gdy biegiem dołączył do nich trzeci. Zatrzymał się, zginając na moment w pół i łapiąc oddech.

Niedoszły kat Edwarda syknął coś na niego w tym ich dziwnym języku. Ten w odpowiedzi poderwał się obruszony, mówiąc coś i gestykulując przy tym żywo.

Wtenczas mokry nos psa całkiem przywrócił Edwardowi zmysły. Nie czując palców złapał za swój miecz, wlokąc go po ziemi, gdy przyczołgał się bliżej Szatana. Biały demon natomiast przyglądał się wyłącznie tej żywej dyskusji, słuchając z uwagą i zainteresowaniem.

W pewniej chwili podniósł gwałtownie głowę i chwycił ramię Edwarda, wydobywając z niego słaby pół-jęk czystego cierpenia. Trucizna rozchodziła się w jego ciele w zatrważającym tempie, a tam pozornie zwierała w kamień, blokując żyły, rozpychając je boleśnie.

- Mówią o Asmodeusie - oznajmił, nie odrywając od nich wzroku.

Edward przymknął na moment oczy, łapiąc oddech, który okazał się równie nieprzyjemny jak powietrze, którym oddychać musiał jako Szatan w Gniewie. Przemógł się.

- Co mówią?

Szatan nasłuchiwał jeszcze chwilę dłużej, po czym pokręcił głową.

- Nie wiem. Nie znam anielskiego - odparł szeptem. - Tylko jego imię. W każdym języku znam jego imię i jak powiedzieć, że go szukam.

Po bólu nadeszła gorączka, nudności, wszystkie jego narządy wywracały się na lewą stronę, skręcały ze sobą, a na głowie ktoś zacisnął mu sznur, ciągnąc i ciągnąc, coraz mocniej. Złapał głębszy wdech. Musiał się skupić. Szatan coś do niego mówił. Coś o Asmodeusie. Musiał słuchać, każda informacja będzie przydatna.

- Jak to nie znasz anielskiego? - syknął, rękawem ścierając krople potu z czoła.

- Nigdy nie byłem aniołem, a Lucyfer w całej swej miłości do mnie nie znalazł chęci mnie nauczać.

Biały demon albo nie zwrócił uwagi, albo kompletnie się jego stanem nie przejmował. Tworzył tak długie zdania. Edward gubił się po pierwszych trzech słowach. Odsapnął ponownie.

- A Asmodeus?

- Próbował. Niewiele rozumiałem i nudziło mnie to. Poza tym wiesz jak to z nim, często się... - uśmiechnął się do siebie - rozprasza.

Edward nie miał sił ciągnąć tematu, ani tym bardziej się z nim wykłócać. I tak pewnie kłamał i miał zamiar to kontynuować. Nie był wart oddechu, który dla Edwarda był w tamtej chwili bardzo cenny.

Zerknął znów na demony, trójkę ich, która już kompletnie wydawała się nimi nie przejmować. Ten trzeci, posłaniec, który mu życie uratował, cokolwiek miał do przekazania, zrobiło to spore wrażenie na pozostałej dwójce. Słuchali go z założonymi rękami, nie wcinając się już, potakując wyłącznie na tyle, na ile im zezwalały kości przywiązane do gardeł.
Gdy za to posłaniec skończył mówić, pierwszy demon gestem wydał rozkaz i wreszcie ich uwaga wróciła do nich.

Edwardowi miecz wyrwał bez trudu i drugą ręką chwycił go za ramię, dźwigając na nogi mimo ostrzegawczych powarkiwań psa. Schylił się, jakby chciał go sobie zarzucić na barki, na co Edward wyrwał się resztkami sił.

- Pójdę - sarknął rozgoryczony, na co demon o dziwo mu zezwolił.

- Mnie możecie nosić.

Niestety jednak widocznie tylko Edward załapał się na koncert życzeń, bo posłaniec złapał Szatana za włosy i ciągnąc do góry, pchnął go do marszu.
Ten parsknął coś pod nosem, ale ruszył przed siebie, chodząc o wiele pewniejszym i prostszym krokiem, odkąd łańcuchy nie plątały mu się pod nogami. Wręcz przeciwnie było z Edwardem. Bez broni, otruty, obity, całkiem wyprany z życia. Tylko pies pozostał przy nim, idąc grzecznie, z uniżonym łebkiem, a jego obecność dość sił przywróciła Edwardowi.

Strzelajmy W Szczury 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz